Franek skłonił głowę i wyszedł z chaty. Na dworze ogarnął go żal serdeczny; stał jak odurzony; ocierał pięścią oczy i sam nie wiedział co tu robić, od czego zacząć?
W godzinę potem chata napełniła się sąsiadami. Nieboszczyk umyty, w nowej siermiędze, w czystej koszuli z wymkniętym kołnierzem zapiętym na zieloną szklanną spinkę, w butach, z obrazkiem w ręku, leżał na tapczanie, trochę na stronie, tak, żeby przejście od odrzwi do stołu było swobodne. Wódka, ser, mięsiwo stało na stole, przykrytym czystym obrusem. Każdy z wchodzących rzucał najprzód wzrokiem na jadło, potem na umarłego; jedni żegnali się i szeptali pacierze, drudzy prosto przystępowali do zakąski; pili, jedli i wynosili się cichaczem, nakładając czapki za drzwiami.
Dziatwa skradała się lękliwie, stawała koło tapczanu u nóg, zachodziła z boku; jeden śmielszy stanął tuż przy głowie, wpatrywał się w umarłego szeroko otwartemi oczyma; potem dotknął ostrożnie do czoła, cofnął rękę za plecy i czekał, stary ani mrugnął: malec wysunął rękę i dotknął się wąsów — inni patrzyli z otwartemi buziami.
— On już nie wstanie — szepnął Jaś.
— Nie wstanie?
— Umarł?
— Aha! pokręcili główkami i przyglądali się dalej z natężoną uwagą; długi czas nie mogli oswoić się z tym nowym dla siebie widokiem.
Chata opróżniała się zwolna, coraz rzadziej zaglądali sąsiedzi, w końcu i domownicy rozeszli się do roboty. Wiosna była na dworze, a w pogodny dzień wiosenny każdy we wsi ma swoje zajęcie; w izbie pozostała tylko stara matka i dwie sąsiadki; szeptały między sobą, zakąsając rozmowę serem, to gorzałką. Przed chatą synowie robili trumnę; kupy wiórów leżały u drzwi; Franek heblował, a Wincek z fajką w zębach stał przy nim:
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/201
Ta strona została przepisana.