Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/208

Ta strona została przepisana.

w ostatnią Wielkanoc najstarszą swoją kurę do zakrystyi zaniosła! Mężowi nie szczędziła lekarstw. Przeciw lenistwu żadna znachorka poradzić nie mogła, natomiast od wódki każda coś innego dawała. Marcinowa sypała mu przeróżne zielska do strawy, piekła chleb z jakimś proszkiem, bardzo podobnym do tłuczonej cegły, wreszcie, kawał szmaty zaszyła mu w siermięgę, pod kołnierzem! Miała to być cząstka koszuli wisielca, najradykalniejsze ze wszystkich dotąd znanych lekarstw przeciw pijaństwu! Kosztowało ją to drogo i niemal połowę swych zapasów oddała znachorce i parę złotych w dodatku; pocieszała się nadzieją, że stratę wynagrodzi sobie spokojem i dostatkiem. Lękała się tylko, czy lekarstwo nie było już zbyt silnem? Wszywając kawałek szmaty wisielca do mężowskiej siermięgi, czuła jak palce drżały, serce kołatało z trwogi. Przez kilka dni chodziła milcząca, w końcu spytała:
— Czy tobie żadna myśl do głowy nie przychodzi, kiedy koło karczmy idziesz?
— Jakto?
— Chciałam wiedzieć, o czem teraz myślisz, idąc koło karczmy?
— O wódce, jak zawsze.
— Ale nie piłbyś jej, chociażby ci darmo dawali, prawda?
— Za cóż ty mnie babo takim głupcem robisz? Człek tylko kijów darmo brać nie chce, a wódkę, oho!
— Ale teraz ciebie nic do karczmy nie ciągnie?
— Nigdy nie ciągnęło, zawszem sam chodził, i teraz pójdę jak zechcę.
— Otóż to, że nie zechcesz!
— Zobaczemy! W istocie, nazajutrz wieczorem wrócił trochę podochocony; gwizdał, śpiewał, cmokał językiem, a to mu się zdarzało tylko na pijano. Żonka aż osłupiała, widząc go w takiem usposobieniu, własnym oczom wierzyć nie chciała! Ona tak była pewną, że uleczyła go na zawsze!