Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/209

Ta strona została przepisana.

Widząc, że czary i zioła nie pomagają, postanowiła pilnować bacznie, wieczorem szczególnie, gdy z fajką przed wrota wychodził! Jeśli na lewo szedł, wracała do chaty spokojna, że tylko do młyna albo do sąsiada zajdzie, lecz jeśli „zły“ na prawo go pociągnął, wówczas rzucała robotę, chociażby najpilniejszą, i biegła przez wioskę bez pamięci! Zaczerwieniona, sapiąca, z chustką zsuniętą na tył głowy, biegła wpatrzona w plecy męża; czasami udawało jej się dopędzić go przed karczmą: chwytała za połę albo za rękę i, nie zważając, że się wyrywał, ciągnęła ku sobie z całej siły; usta drgały ze zmęczenia, ze złości i strachu słowa wymówić nie mogła... On tymczasem nie żałował jej wszelakich przezwisk, znanych w wiosce i okolicy.
— Chodź do chaty! bełkotała, no, chodź! pluń na djabła i jego złą siłę! to on ciebie do grzechu ciągnie!
— Zwaryowałaś babo, czego w drogę leziesz? Idź do licha, bo tak dam...
— Nie, toś ty zwaryował, rozum przepił, wołała uspokojona nieco; a palce coraz silniej wpijały się w jego ramię! Mógłby jednem szturgnięciem odrzucić ją na koniec wioski, gdyż był silny, barczysty, ona zaś chuda i mała; nie odtrącił jednak, drapał się za uchem, mruczał, w końcu wracał znowu do chaty! Trymfowała! przez cały wieczór gadała mu o przyszłych dostatkach, przyczem bardzo znacząco spoglądała na trzy nowe koszyki, ustawione za piecem. Nie zawsze jednak udawało się jej tak pomyślnie! Daleko częściej Marcin wyprzedzał ją z dobry kawał drogi, a nim dobiegła do połowy wioski, znikał w szmulowskiej fortecy! Wówczas wszystko było stracone! Szmul bab nie lubił; niechętnie wpuszczał je do swego przybytku, gdyż zarobek od nich mały, a harmidru co niemiara! Jeżeli który z prześladowanych mężów znajdował się w karczmie, Szmul przyjmował na swoją odpowiedzialność jego spokój i bezpieczeństwo. W ostatecznym razie, podpierał drzwi plecami i mrugał na obecnych, dając do zrozumienia, że baba wej-