widząc, że żonka marnieje z dniem każdym, zawiózł ją do doktora; niewiele to pomogło, gdyż na lekarstwo żałowała dwóch złotych, a chociaż receptę zachowała starannie, ulgi widocznej nie było. Pracowała tylko coraz zawzięciej, jakby chciała resztkę sił wyczerpać, wprzód nim śmierć w oczy zajrzy, a że mąż przestał jakoś zaglądać do Szmula, uspokoiła się znacznie. Codziennie o zmroku, gdy bydło z pola wróci, zamykała wrota; w stajence słychać chrupanie wołów i koni, kury dawno już spią pod piecem, na podwórku cicho jak w niebie! Marcinowa uśmiecha się zadowolona: wśród chrupania bydła wyraźnie słychać głośny oddech Marcina; śpi już w chacie lub w odrynce! jutro przed świtem wstanie rzeźwy do pracy!
— Oh! to mój gospodarczyk, to mój robotniczek! Ludzie o nim to i owo gadają... bodajby im dobrze nie było!... Słucha jeszcze; życieby oddała, żeby on tak codzień razem z dobytkiem do snu szedł! Gdzie tam! Tydzień, drugi żyje uczciwie, a potem ciągnie go coś przed wrota; nieraz z fajką na kłodach do późnej nocy siedzi jak potępieniec, gada z sąsiadami, albo do młyna się wlecze! Oh, ten młyn, żeby go jasny piorun spalił, zaniosłaby na mszę dwa złote! Że tam „zła siła“ jest, to już cała wioska wie oddawna, ale co tam Marcina ciągnie, tego tylko żonka domyślać się zaczyna — sama jeszcze nie wie, czy gadać ludziom czy zaczekać trochę — a nuż może nieprawda! Tymczasem zaś nowy robak serce podgryza, patrzy na męża badawczo z pod czoła, jakby mu gwałtem do duszy zajrzeć chciała! On powstał odmłodniał; łapci już wcale nie nosi; codzień buty nakłada, o czystą kuszulę sam się dopomina i, aż grzech mówić o takiem zgorszeniu, codzień twarz i ręce myje. Żeby to ludzie gadali, Marcinowa nie wierzyłaby może, ale widzi nieraz, jak wyszedłszy z konewką za chatę, nabiera wody do gęby, spluwa potem na ręce, twarz szoruje, włosy zmacza, a nos potem czyści, aż szyby w okienkach brzęczą, koguty piać zaczynają! Czyni to nietylko
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/211
Ta strona została przepisana.