tam ostra, a zielska szkodliwego co niemiara. Komary bąki, gady przeróżne roją się tu gromadnie; kaczek dzikich i różnych ptaków wodnych bez liku.
W noc wiosenną szumiało, brzęczało, gwarzyło coś, jak w ulu. Nad błotem aż czerniało nieraz od różnego ptactwa! Szmul, widząc, jak całe stada kaczek wypływały z trzciny, albo spłoszone przelatywały z jednego brzegu na drugi, śledził je wzrokiem i rozmyślał: ile to stworzeń bożych marnieje bez korzyści, ile to czystego grosza pływa po wodzie, buja w powietrzu bez procentu! Raz nawet próbował oswoić trochę te dzikie bestye, a chociaż z natury nie lubił wody, odważył się jednak zakręcić spodnie za kolana i wejść do stawu. Czekał. Wieczór był cichy; gęsta trzcina stała nieruchoma jak mur zielony; pleśń i szerokie liście wodnych lilij rozesłały się wzorzysto na spokojnej powierzchni, komary tylko brzęczały gryząc nielitościwie za uszy, szyję i policzki. Szmul cierpiał i czekał. Z najgęstszych zarośli, z pod bagniska wypłynęły kaczki i najprzód starka jedna, druga, za niemi cztery... sześć, oh, całe stado młodych! Ukryte w wodzie, tylko główki trzymały na wierzchu, powoli wynurzyły się spokojnie, poruszyły skrzydłami i płyną wprost na Szmula. On stał z wyciągniętą ręką, uśmiechnięty, nieruchomy, tylko sznurki od kamizelki poruszając się zwolna, zdradzały lekkie drżenie całego ciała.
— Tiu... tiu... no... no... cip... cip... — szeptał z przymileniem, przekonany, że dobrem słowem każde stworzenie zwabić można. Tymczasem zaś przypominał, jakto baby na kaczki wołają?
— Utiu... utiu.. zawołał i przysiadł nieco. Oczy mu błyszczały, z pod otwartych ust widać było dwa rzędy ostrych zębów. Kaczki zatrzymały się o kilka kroków: chuda figura w koszuli i spodniach nie przerażała ich zbytecznie.
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/214
Ta strona została przepisana.