— Utiu... utiu..., powtarzał Szmul najmilszym swoim głosem; jednocześnie wyciągnął rękę.
Zaszeleściało, zaszumiało i kaczki znikły jak mara.
Szmul machnął ręką i wyszedł z wody; odtąd przestał już myśleć o procentach od latającego kapitału. O młynie jednak rozmyślał często. Każdej wiosny, gdy wody przybywało, a staw po dawniejszemu podsuwał się pod ściany budynku, Szmul chodził dokoła, oglądał węgły, dotykał zrębów, jakby się chciał przekonać, czy z wiosną odwieczny budynek nie puścił nowych odrośli, z którychby cośkolwiek zrobić się dało? Pu kilku dniach wody ustępowały, a ściany młyna wyglądały coraz czarniejsze, bardziej spróchniałe; z pod zgniłych zrębów wyrastały pokrzywy, mech zielenił się na dziurawym dachu; łopuchy i inne zielska, porosłe wysoko na wilgotnym gruncie, sięgały wyżej dziur od okien, pod samą strzechę niemal; pachło pustką, ruderą, zgnilizną; w dnie słoneczne cale gromady zielonych jaszczurek wygrzewały się na słońcu, kryjąc się pod zrębami przy lada szeleście. Dzieci lubiły ciskać kamieniami w spróchniałe ściany, w dziury od drzwi i okien, wróble, jaskółki gnieździły się gromadnie pod strzechą i w kominie, a tylko rozsądni, dorośli mieszkańcy wioski w dzień spoglądali niechętnie na ponurą pustkę, wieczorem zaś przechodząc, przyśpieszali kroku, czasem nawet żegnali się ukradkiem. Kiedy przed rokiem szewc Michałko powiedział, że sobie we młynie mieszkanie wyporządzi, nikt mu z początku wierzyć nie chciał. Prawda, że Michałko był sam jeden na świecie, jak ta dzika grusza, co czasem w polu rośnie, wiatrem przyniesiona Bóg wie zkąd! Taki zawsze odważniejszy, przywykł do biedy od kolebki, więc już ani ludzi, ani djabła zbytecznie się nie lęka. Wkrótce też ujrzeli, że wyłatał sobie izdebkę, jak raz tęż samą, w której się kowal obwiesił, wymazał gliną, pozabijał dziury, drzwi i okno zrobił nowe, i zamieszkał z żonką i dzieckiem Teraz młyn wyglądał weselej; tego dnia, kiedy szewc wy-
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/215
Ta strona została przepisana.