nie niszczą, a prawie wszystkie wiedziały, że od tego im samym dobrze jakoś robi się na duszy. Jedna tylko Marcinowa ani szewcowej ani jej chłopca do chaty nie wpuszczała, spotkawszy się, odwracała głowę, jak od zarażonej. Marcin zato pozdrawiał ją od siebie i od żonki, każdego razu, jak spotkał na ulicy z wiadrami, albo z workiem ziela na plecach. Inne baby przechodziły jednocześnie, on nawet ich twarzy odróżnić nie umiał, szewcowej zaś nogi, plecy i głowa stoją mu w oczach, chociaż ona sama dawno już znikła za chatami. A jeśli ujrzą ją wraz z innemi przy studni, lub przed wrotami, zatrzymuje się najakuratniej i tak zawsze miarkuje, żeby obok niej stanąć; pali fajkę, i niby wcale na szewcową nie patrzy, z drugim gada, a jednak, gdy ona odejdzie, on też odchodzi natychmiast, chociaż w przeciwną stronę. Zawsze znajdzie przyczynę, żeby przejść koło młyna; czasami nie zachodzi wcale, tylko przez okno do izby zajrzy, przemówi do szewca, ten mu odpowie, nie podnosząc głowy od roboty. Przy kominie krząta się Natala, zasłyszawszy cudzy głos, spojrzy przez ramię za okno; nim przemówi, uśmiechnie się pokazując białe, zdrowe zęby. Zęby te widzi Marcin przez cały dzień; wzrusza ramionami, spluwa, zły na siebie i na nią, pomimo to, żęby wciąż mu przed oczyma stoją! Żeby się ich pozbyć, myśli o białej szyi, szerokich ramionach, o cienkim stanie, rumianych ustach... uśmiecha się ukradkiem:
— Oh, żebyś ty przepadła! mruczy, i uśmiecha się znowu. Tego wieczora pewno pójdzie do młyna, chociażby mu żonka czerwonej chustki nie dała. W święta i niedziele szczególniej, przespawszy cały ranek na sianie, sam nie wie co ma z sobą zrobić, idzie tedy do szewców i siedzi kilka godzin z rzędu na kamieniu przy drzwiach, albo w jednem z pustych okien. Gawędy żadnej niema; szewc drzemie, albo leży wyciągnięty przed chatą pod najbliższym stogiem siana; mruży oczy i uśmiecha się, sucha trawa łechce go w bose stopy, od tego dobry jakiś dreszcz po
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/217
Ta strona została przepisana.