grzbiecie przebiega; umyślnie suwa nogami po trawie. Leżałby tak do jutra, żeby nie skrzypce, co się w karczmie odzywają! Pójdzie tam później, jak słońce się zniży, i jak grzbiet odpocznie trochę po całotygodniowym schyleniu. Natala też przed chatą przygotowuje marchew albo kartofle na wieczerzę; od czasu do czasu wchodzi do izby, a gdzie się nie obróci, Marcin wciąż na nią spogląda. Czasem umyślnie chłopca jej na kolana weźmie, huśta go, podrzuca, gdyż wie, że matka, przechodząc, stanie koło nich, do dziecka przemówi i na niego dobrem okiem spojrzy; fajką malca traktuje, a gdy się ten od dymu zakrztusi, matka rzuca robotę i przychodzi zabrać go z kolan:
— Widać zaraz, że swoich dzieci nie macie! mówi, z cudzemi też obchodzić się nie umiecie! któż widział, żeby maleństwo tytoniem truć!
Bierze chłopca zwolna, pochylona dotyka głową do brody Marcina; on widzi krople potu na jej czole, widzi uszy, kark... bliziutko, aż mu cieplej robi się od jej oddechu; chłopca oddaje bez oporu, chociaż przed chwilą myślał, że będzie go trzymał przez cały wieczór; wszak stała już przy nim, drugi raz się nie zbliży, więc i chłopiec nie potrzebny! Posadziła go przy mężu pod stogiem, sama zaś, zabrawszy cebrzyk z kartoflami, poszła do chaty!
Marcin spogląda na szewca i rozmyśla, że taki nędzny chorobliwy szewczyna nie wart urodziwej Natali, że ona go chyba z biedy wzięła, a teraz może i żałuje? Porównywa go z sobą i pewnym jest, że gdyby przyszło do bójki, zdusiłby szewca z łatwością. Nędzna figurka wydaje mu się coraz śmieszniejszą, rad byłby powiedzieć mu coś drapieżnego:
— Eh ty szewcka duszo! szydłem kaszę jesz! albo przybłęda bezdomny, gnieździsz się w norze, jak zbój. Nieraz już miewał chętkę zaczepić go i złajać ni z tego ni z owego, wstrzymywał się jednak, patrzy z pod nachmurzonych brwi i milczy. Szewc ani dba! Leży sobie na
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/218
Ta strona została przepisana.