Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/219

Ta strona została przepisana.

wznak, wodzi wzrokiem po niebie; czasem w stronę spojrzy na wróbla, co fruwa od stogu do stogu; ręce skrzyżował nad głową i próbuje gwizdać. Malec przeszkadza mu, bijąc rączkami po ustach, szewc kąsa niby za rączki, obaj się śmieją.
— Eh, ty złodziej Jasio, eh złodziej, mówi, szczypiąc za policzki, powiedz chłopcze, czemu ty taki złodziej, hę? Widzisz ptaszka tam pod niebem? Ten sam, co tobie śpiewał dziś rano! Taki zbój, jak i ty, Bogu duszę winien!
Chłopak odpowiada mu właściwym sobie językiem; szewc, chociaż nie rozumie ani słowa, patrzy w buzię i uśmiecha się zadowolony! Marcin niepotrzebny im wcale, nikt nie zwraca na niego najmniejszej uwagi; dopiero wówczas, gdy nagadali się z sobą, naśmieli, zwrócił się do Marcina:
— Czy was żonka na cały dzień do młyna puściła? spytał ze złośliwym uśmiechem. Musi być w święto daje wam swobodę razem z żywiołką, hę?
Marcin pali fajkę i milczy. Szewc tymczasem spogląda na jego buty wysmarowane sadłem, na spodnie i koszulę z cienkiego płótna, a w duchu myśli:
— Ot, zdrów chłop! żeby mnie takie łapy, taki grzbiet mocny! Dalibóg, codzieńby parę butów uszył! Nie lubi Marcina; zazdrości mu chaty, dobytku, porządnej odzieży, przedewszystkiem zaś zdrowej, silnej postawy i tego, że we wsi każdy uważa go, jako porządnego gospodarza; Szmul daje wódkę na kredyt i jeszcze sam prosi, żeby brał. Zauważył przytem, że na Natalę patrzy, jakby nie wiedział, że ona cudzą żonką jest... gada do niej bez żadnej potrzeby, a wychodząc, zawsze jeszcze z progu obejrzy się na nią parę razy! Ona wprawdzie na niego ani patrzy, ale... wiadomo kobieta!... za nią ręczyć trudno! Wolałby tedy, żeby Marcin wcale nie zachodził do młyna.
Do chaty jego nigdy nie zagląda, tylko w karczmie, gdy go czasem kwaterką potraktuje, szewc przyjmie... ot tak — przez delikatność, a potem zły jest na siebie, od-