Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/222

Ta strona została przepisana.

spojrzy żałośnie; a jemu od tego spojrzenia, jakby szydłem w serce ukole! W tej chwili oddałby za krowę swój czarny surdut, kamizelkę i popielate spodnie, Cóż, kiedy za wszystko to razem niktby nawet ciełuszki nie dał!...
— Trzeba będzie pogadać z Jakubową, to może i bez czorta obejdziem się jakkolwiek, mówi szewc, spoglądając na Marcina. Natala też patrzy na niego badawczo,
On czuje, że w tej chwili jest dla nich Opatrznością; milczy, nie dla tego, żeby wypowiedzianych słów żałował, bynajmniej: obiecał i dotrzyma, choćby mu przyszło samemu pożyczyć! Nieraz już przecie dopomagał ludziom według możności; w gromadzie żyjąc, musi jeden drugiego ratować.
W wiosce zresztą to nie nowina, każdy w biedzie ratuje sąsiada, tak już Bóg chciał, kiedy dopuścił, że kilkanaście chat tuli się w kupie jedna do drugiej, a ludzie żyją razem, niby jedna rodzina! Szewcowi pomogliby dawno, żeby nie to, że obcym jest w wiosce, ziemi niema, nic go do miejsca nie wiąże, zabierze manatki do kieszeni i zemknie, a potem szukaj wiatra w polu! Do tego człek niepewny, wypić lubi, cherlawy, jak przepije się, chodzi dni kilka niby martwy; żeby nie zarobek żonki, zmarniałby dawno, hardy jakiś, najlepszem nawet słowem ugłaskać się nie daje, nie lubią go wszyscy, gdyż zawsze jakieś plugastwo gada. Baby mówią, że zamiast śliny, jad w gębie ma, dziwią się Natali, że wyszła za takiego niedołęgę. On śmieje się, wmawia, że przez zazdrość tak gadają, że każda gotowa za nim do piekła pójść, byleby tylko chciał! Podhumorzony nazywa wszystkie wiedźmami, ale umie i lepsze przezwiska. To też każdy dziwił się, że Marcin prawie codzień do młyna chodził! Żeby Natala była wesoła, gadatliwa, jedna z tych, co to jak promień słońca gwałtem do oczu się cisną, zaraz odgadliby zagadkę: cicha, zapracowana kobieta nie mogła wzbudzić złych myśli. Młoda była wprawdzie, wysoka, cienka, oczy miała czarne, twarz smagłą. Patrzeć na nią przyjemnie, cóż kiedy ona tylko