na robotę patrzała, do Marcina nie przemawiała prawie nigdy, zagadnięta patrzy mu długo w oczy, nim zbierze myśli i odpowie cośkolwiek, najczęściej odejdzie bez odpowiedzi. Jemu wcale o gawędę nie chodziło, głos żonki brzęczał mu w uchu bez przerwy, chętnie więc żyłby choć czas jakiś wśród głuchoniemych. Na szewcowę z początku lubił patrzeć, potem próbował siadać koło niej tak blizko, żeby łokciem dotykać boku, wówczas przychodziło mu na myśl pogłaskać ją po plecach, lękał się szewca! Pies ten gotów był za kolana ukąsić! Wyżej możeby nie dostał, ale zawsze i kolan szkoda! Czekał więc sposobnej chwili, tymczasem chował swoje myśli, jak ślimak rogi; dziwił się, czemu Natala patrzy na niego, jak na pień, albo jak na wiadro z wodą? Inne kobiety nieraz już zaczepiały go w różny sposób, chwaląc jego konia, albo nowe buty, byleby tylko pogadać z nim trochę; rozumiał to, ale ze zręczności nie chciał korzystać, spluwał nawet często na te wszystkie głupstwa, w wolnym czasie wolał spać, albo siedzieć u Szmula. Teraz zgłupiał jakoś... oczarowała go może?...
— Czego ja do niej przystał! rozmyśla czasami, idąc wieczorem do młyna. Cudza żonka... tfui w wiosce gadać zaczną... a i bez gawędy wiem, że to niesprawiedliwie!
Jednocześnie przychodzi mu na myśl wiele podobnych wypadków. Dawniej dziwił się, że ludziom mogą takie głupstwa przyjść do głowy! Teraz myśli o tem z uśmiechem, przypomina sobie coraz więcej słyszanych i widzianych rzeczy w tym rodzaju. Niektóre skończyły się strasznie. Wzruszał ramionami. On nigdy nie zgłupieje tak bardzo! ej nie! pochodzi trochę i rzuci!... Nowa kobieta wpadła w oko i nic więcej, wszystkie inne w wiosce znał od dziecka. O niektórych wiedział to i owo!... Dziś nawet dostrzegł, jak Stefanowa rozmawiała z Filipem przez płot od strony łąki; zasłyszawszy kroki odwrócili się do siebie plecami. Ona przeszła śpiesznie przez konopie do chaty, łodygi trzeszczały pod nogami, widocznie nigdy tą drogą
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/223
Ta strona została przepisana.