Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/229

Ta strona została przepisana.

pował z nogi na nogę; czekał żeby ona zaśmiała się, czy choć okiem rzuciła uważniej... Nie, ani dba! zdejmuje koszulę, rękę wsuwa w zeschły rękaw, prostuje akuratnie, potem po drugą sięga!
— Czego ty mnie lękasz się! spytał nad samem jej uchem.
— A idź ty na suche lasy! ofuknęła; napił się, ledwo na nogach stoi, sam swego cienia lęka się, a ludziom strach wmawia! Czy ja okradła kogo, czy duszę djabłu sprzedała?
— Ej, bo ja nie to chciał powiedzieć!
— Albo ty wiesz czego chcesz?
— Wiem, dalibóg wiem, tylko ty pozwól mnie do słowa przyjść! widzisz bo... ty mnie lękasz się... uciekasz, a ja...
— Tfu, zgiń mara! ot przyczepił się! Stała przed nim, spory węzeł bielizny trzymając przed sobą: z poza sterczących ścierek i rękawów wyglądała jej twarz, bladawa od światła księżyca, czarne błyszczące oczy; brwi ściągnęła zlekka, zacisnęła usta; wcale nie wyglądała na przelęknioną.
— Idźcie wy spać! rzekła łagodnie jak do dziecka, a to ludzie śmiać się będą, że do cudzej żonki chodzicie! dodała żartobliwie; wasza wam tego nie daruje, ot i będzie piekło w chacie. Od łagodnego jej głosu, zaszumiało mu w głowie jak po wódce; teraz sam nie wiedział, czy ona żartuje, czy naprawdę nie domyśla się, czego tu przyszedł, do spódnicy dotknąć nie śmiał! Eh, żeby to była inna na jej miejscu!
— Pójdę, zaraz pójdę, szeptał poruszając plecami; zdawało się, że całe uczucie w kości mu weszło, przeciągał się leniwo, nie przestając patrzeć na nią.
— Aha, ot dobrze, że na myśl przyszło! zawołała Natala; wasza prosiła, żeby jutro na pranie przyjść, a tu mój chłopiec skwierczy; jeżeli nockę źle prześpi, a jutro nie poprawi się, to nie wiem jak będzie... z chorem dzieckiem jaka tam robota! Mówiąc, szła do chaty, za nią Żuczek