Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/230

Ta strona została przepisana.

ślad wślad postępował i Marcin wlókł się jak pijany. Teraz właśnie zdobył się na odwagę, ale ona była już za drzwiami zasunęła zasuwkę! we drzwiach pozostał tylko Żuczek, szczerzył zęby i burczał groźnie.
— Ot ja głupi! zawołał Marcin i wzruszył ramionami.
Też same słowa, tylko innym głosem powtórzyła w chacie Natala.
— Ot grzesznik, ot głupi... dziad! pilść z giowy lezie, a on tu jeszcze... a!... a!... grzechu nie lęka się... patrzy jak złodziej... gada niby nie do sensu... aj, znam ja ich... przypilnował kiedy chata pusta! o...! A tam na dworze jeszcze kilka szmat zostało. Świnie podrą, albo pies gdzie zawlecze! Wyjść jednak nie śmiała, któż go wie, może czatuje gdzie za węgłem!
A.. a! powtórzyła raz jeszcze głosem biernych, bezsilnych istot, które tylko na podziwienie zdobyć się mogą. Gniewu nawet nie czuła, raczej żal głęboki, że ją z cichego, równego życia, wykoleić chciano! Nieraz już zagabali ją młodzi i starzy, uciekała, a raczej usuwała im się z drogi, zmykała do chaty; śmierć chyba tylko wyciągnie ją ztąd! Śmieli się ludzie z jej Michałka; widziała przecież, że jest mały, chudy, nogi ma koślawe; a na brodzie tylko kilkanaście włosków, mówi przytem piskliwym głosem, żal i śmiech bierze, słuchając jego mowy. Dawniej też śmiała się z niego, jak z ostatniego niedołęgi. Teraz nie porzuciłaby dla nikogo w świecie! Eh, świat cały bez niego byłby dla niej wielką pustką, gdzie ludzie mrą z głodu, z bólu... ze wstydu! Wziął ją biedną sierotę z dzieckiem, a tak nieszczęśliwą, że śmierć nawet brać jej nie chciała! Przez cały wiek swój pamiętać będzie jedną straszną godzinę! Szła sama nie wiedząc dokąd, bez chleba, bez przytułku, z dzieckiem na ręku. Z początku w sercu bolało, oczy łzami zachodziły... Potem ból ustał. Łzy oschły, dziecko leżało jak martwe przy sercu; czuła, że siły nikną, nogi sztywnieją... jeszcze kilka kroków... upadnie i nie wstanie może! Wstała jednak!