Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/24

Ta strona została przepisana.

się ludzie, przejeżdżają wozy, ruch, życie, każdy śpieszy, nawet psy biegną, nie oglądając się, jakby miały ważne sprawy do załatwienia. A Walenty wciąż jeszcze stoi bezczynny: podpierał ścianę prawem ramieniem, teraz podparł lewem; ziewa, zdrzemnąłby może, żeby stanowisko było choć trochę dogodniejszem. Ogląda się, nadsłuchuje... Prostuje się na lada skinienie; często podbiegnie kilka kroków, a za nim drugi i trzeci; okazuje się, że nie wołano ich wcale, więc wracają na miejsce ze spuszczonemi nosami.
Nareszcie i jemu zdarzyła się robota! Przed znajomym sklepem stanęły furgony; zawołano, żeby pomógł znosić i ustawiać towary; potrwa to godzinę, może więcej, dostanie jakie trzydzieści kopiejek; dziś więc nie wróci do chaty z próżnemi rękami.
Wogóle podczas zimy finanse stoją kiepsko: o zbytkach mowy nie ma, tytoń i piwo należą do wspomnień, z jadłem nawet nie bardzo akuratnie się widuje. Stróżowa karmi go w części na kredyt, ale czem dalej, tem niechętniej strawy udziela. Wszyscy usiądą do jadła, a o nim ani wzmianki; nie śmie sięgnąć do misy, więc kręci się koło drzwi, niby szuka czegoś, tymczasem zaś wyczekuje, czy nie zawołają. Wychodzi wreszcie i przez cały czas jedzenia stoi przed chatą, albo idzie po chleb — na kredyt. W bliższych kramikach zadłużył się już dostatecznie, w dalszych go nie znają, próbuje szczęścia tu i owdzie. Czasami stróżowę serce zaboli — zostawi trochę w misie. Rad byłby unieść się dumą, nie przyjąć, ale głód dumę zwycięża — zjada biedak co do źdbła, tylko w gardle dławi go coś doktliwie, jakby wraz z jadłem łzy przełykał. Wkrótce zaczną lód zwozić do piwnic, oczyszczać ulice, interesy się poprawią — on jeden śmiało może budować zamki na lodzie! Do wiosny przeżyje jakkolwiek; jak słonko przygrzeje, robota wraz z trawką wyjrzy z pod śniegu. Naliczył już ze dwadzieścia placów, na których przygotowano materyały do budowli. Szkoda tylko, że starość coraz częściej daje znać