Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/240

Ta strona została przepisana.

bny deszczyk jesienny kropił zwolna; w chacie zaś jasno od smolnego łuczywa, pachnie świeżym chlebem, na kominie gotują się kartofle, skwierczy trochę stęchła słonina! Marcin i Michałko zasiedli na ławie za stołem; Natala postawiła przed nimi misę z kartoflami; nim zjedli, spoglądała przez okienko: noc nasuwała się szybko.. dziś może nie pójdą już do Szmula! Szewc zjadł trochę, oparł głowę o ścianę i zaczął drzemać; Marcin rozparty na stole, spoglądał na niego z pod nachmurzonych brwi. Cienka szyja, chuda twarz, szczególnie zaś spiczasta broda, pokryta rzadkim zarostem, wzbudzały w nim pogardliwą litość. Siła, według niego, stanowiła główną zaletę człowieka; kobiecie tylko przebaczał słabowitość, bo też kobieta, to jeszcze niezupełny człowiek; za pańszczyny nie liczono ją za „duszę“; teraz robotę jej opłacają o połowę taniej; dziesięć córek jeszcze chaty nie stanowi; gdy niema syna, ziemię zabiera bliższy lub dalszy krewny, więc jakiż to człowiek kobieta? jej można nie mieć siły. Maleńki i słaby mężczyzna, to niby na wpół baba.. Choćby dzień cały gorliwie pracował, nie zrobi tego, co duży i mocny! Spi nawet nie po ludzku, ot teraz odemknął usta i chrapie jakimś piszczącym, ochrypłym głosem, czy to tak chrapie prawdziwy mężczyzna? oho! duszy w nim musi być mało!
— Idźcie już do chaty, szepnęła Natala, sprzątając ze stołu chleb i próżną misę. Spojrzał na nią, ale nie ruszył się z miejsca.
— Czy ty zła na mnie? spytał, gdy ścierając stół fartuchem zbliżała się ku niemu. Wzruszyła ramionami obojętnie.
— Ja tobie dobrze życzę, dalibóg! tak dobrze, że duszę własną, na potępienie za ciebie dam, szeptał, a słowa jego brzmiały jak mruczenie przyduszonego zwierza, chciał chwycić ją za rękę; odskoczyła, spozierając bystro na męża, to znowu na niego; Kiwnął głową na znak porozumienia... Lęka się męża i ma racyę; każdy bije swoją żonkę, jak