ośmioro, handluje: wełną, skórami, lnem, gęśmi, zbożem, jajami, mięsem serami; arenduje ogrody, sprzedaje wódkę i wodę. Zarobek z wyszynku wystarczyłby może na sól i cebulę, gdyż karczma stoi w głuszy, daleko od wszelkiej większej drogi; służy tylko dla jednej, dla dwóch wsi najwyżej, z przyjezdnych nikt tu nie zaglądał, przez całe sześć lat raz tylko nocował tu węgier z pakami, i kilka razy zaledwo ekonom z sąsiedniego dworu na kieliszek wódki zajechał. Z wioski zarobek błahy: dwóch lub trzech stałych kundmanów, co to każdy dzień w tygodniu święcą jednostajnie, inni zaś pilnują święta i niedzieli: w dnie powszednie latem wcale do karczmy nie chodzą, w jesieni tylko i zimą częściej zaglądają, upijają się jak należy tylko na wesele, chrzciny, lub po pogrzebie. Na uroczystości te wódkę sprowadzają sobie z browaru, gdyż według nich, szmulowska „nieprawdziwa“ Na szczęście, żydowska natura już od czasów manny i przepiórek przywykła do bardzo skromnego posiłku: żyli jakoś, pamiętając, że w epoce zajęczych skórek bywało jeszcze gorzej. Szmul wierzył w swoje zdolności, a lękał się tylko konkurencyi; w życiu prywatnem, w rodzinie, był milczącym, w publicznem zaś, z chłopami, jeszcze więcej milczący: dolewał i liczył, w przerwach, między jednem a drugiem, chodził po izbie pilnując, z pod oka swego interesu. Kiedy wśród zebranych powstawała sprzeczka lub bitwa, zmykał do drugiej izby. Przysiadał na łóżku usłanem wysoko, nogi opierał o podłogę, z rękami w kieszeniach, z podniesionemi brwiami wpatrywał się w przeciwległą ścianę. Z dwóch kołysek zawieszonych u sufitu, z niecek ustawionych w kącie, z łóżka nareszcie, odzywało się gardłowe sapanie dzieci, którym brudne noski nie dozwalały korzystać w zupełności ze zgniłej atmosfery sypialni. Zasłyszawszy zbyt już zdławione chrapanie, Szmul zwracał oczy na kołyskę, na niecki, lub też na sprzęt jakiś podobny do skrzyni, w którym spało aż dwoje:
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/246
Ta strona została przepisana.