Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/254

Ta strona została przepisana.

bietę. Nie słuchał, co mu tam baby odrzekły, śpieszył do chaty, pogwizdując wesoło. Wódka dawno już wywietrzała z głowy, za to sąsiadów spoił tęgo! Przynajmniej połowa wioski pijana dziś z powodu jego wesela. Ranek bielał na wschodzie, gwiazdy bladły. W ulicy chłopi wracali po jednemu albo w gromadzie. Kilku zatrzymało się przed chatą Marcina usłyszawszy gwar jakiś dziwny, spojrzeli na siebie. Marcin wybiegł przed wrota, uśmiechnięty jeszcze, ale już zmieszany, zaniepokojony trochę.
— Żonki mojej niema! zawołał, dalibóg prawda. Całą chatę przetrząsłem, malec śpi na łóżku, a jej niema! Spoglądał na stojących, wzruszał ramionami. Gromada zwiększała się, wkrótce cały tłum ciekawych skupił się u wrót; wieść o zniknięciu młodej, rozbiegła się w okamgnieniu po wiosce.
— Może we młynie? zawołał ktoś z gromady.
— Może we młynie, powtórzył Marcin, i, roztrąciwszy tłum, pobiegł w stronę młyna. Na podwórko, do sieni, do izby wreszcie, zaglądali ciekawi sąsiedzi, kręcąc głowami i dziwiąc się głośno lub pocichu; niektórzy pociągnęli za Marcinem do młyna. Kobiety stały jak na szpilkach; chciałyby jednocześnie być we młynie, w chacie i na ulicy! Niepewność trwała chwilę tylko. Marcin wrócił niemy, przerażony; wodził wzrokiem po gromadzie; jakby zapytywał wszystkich razem i każdego z osobna.
— Przepadła, gdzie... kiedy... jak, co? — wyrywało się ze wszystkich ust zdziwionych nad wyraz. Teraz dopiero przypomnieli sobie, że nikt jej nie widział w karczmie przez cały wieczór. Zaczęto szukać po chatach, w obórkach, na strychu, w kublach i skrzyniach nawet. Każdemu zdawało się, że koniecznie ją w swojej chacie znaleść musi. Zaglądali do studni. Gdy rozedniało, u drzwi karczmy znaleźli jej chustkę skrzepłą od mrozu. Niemy ten świadek dziwnie jakoś przemówił do wszystkich. Chustka przechodziła z rąk do rąk, oglądali, poruszając głowami w naj-