Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/263

Ta strona została przepisana.
STARY.... ŻART.


Orkiestra grała walca. W obszernej sali zebrane było prawie cale towarzystwo kąpiące się, pijące wody; bawiące się, słowem wszyscy, których choroba czy nuda zagnała na letni sezon do N. Zabawa dosięgała zenitu. W sali duszno było od licznych lamp, od ognistych ramion, od policzków jaśniejących niekłamanym rumieńcem. Przez otwarte okna wyglądały z parku liczne głowy widzów i gałęzie drzew, poruszane co chwila tłoczącym się tłumem.
We drzwiach, prowadzących do balowej sali, dwaj bohaterowie kotylionu stali oparci niedbale o ramy drzwi. Piersi ich, przykryte śnieżną bielizną, poruszały się zwolna, akuratnie, szermierze tedy nie byli zmęczeni. Półsenne oczy, znudzenie w twarzach wykazywały, że i do dalszych zapasów stawać nie myślą. Uzbrojeni w pince-nez przyglądali się kolejno tańczącym i grającym w karty, przedewszystkiem zaś ziewali, przykrywając usta kapeluszami.
— Pfuj! duszno! będziesz tańczył?
Zagadnięty wzruszył ramionami pogardliwie.
— Sezon liczny w tym roku!
— Tak, jak na nasze nędzne wody! „Z towarzystwa“ niema prawie nikogo, sama... mięszanina!
— Może jeszcze przybędą. Wczoraj przyjechał jenerał T. z rodzina.