potem zaczął pogwizdywać zcicha... dla siebie; w końcu usta zadrgały mu uśmiechem, mrużył lewe oko, raz nawet poruszył plecami trzpiotowato. Sztywne nogi stąpały lekko, odmłodzone o lat dwadzieścia. Koło niego posuwały się zrzadka pary szepczące; gdy się równał z niemi, szept cichł; głowy pochylały się ku sobie — korzystano z przerwy, żeby dopowiedzieć resztę wzrokiem. Wymijał je wyprostowany, a gdy przeszły, spoglądał za niemi nieznacznie, uśmiechał się i gryzł dalej zagasłe cygaro.
Na końcu alei ujrzał kobietę idącą spiesznie; uroda, ruchy, wzbudziły w nim wspomnienie, co jak iskra elektryczna wstrząsnęło całym jego szkieletem. Obejrzał się — kobieta znikła na zawrocie. Stanął wpatrzony w to miejsce, gdzie ją ujrzał.
— Złudzenie — szepnął półgłosem i mrugał powiekami, jakby usiłował przejrzeć jaśniej. Złudzenie.
Przyłożył rękę do czoła.
— A jednak to ona! Tu!
Ta myśl zabłysła nagle w głowie, rozkołysanej tonami walca. Na tych samych wodach przed dwudziestu laty!
— Cha, cha, cha — zaśmiał się jakimś szeleszczącym śmiechem, niby poruszenie skrzydeł ogromnego ptaka.
Miłe ciepło rozlało się w piersiach, przełknął ślinę kilkakrotnie.
— Tak, tu — powtarzał, przebiegając ulice.
Wspomnienie dokończyło tego, co walc zaczął; rozgrzało krew, rozbudziło życie, ale życie młode, dawniejsze, z którem wyglądał, jak trup naelektryzowany. Z pod uśmiechniętych ust wybiegały zęby zczerniałe, oczy błyszczały jak paciorki, powtykane w woskową maskę.
— Co się z nią stało? Wstąpiła na scenę podobno? Śliczne było dziewczę! Zosia czy Dosia? jeśli nie Antosia? Dawno już miałem do czynienia z tym kalendarzem! Zosia! przypominam sobie, śliczna blondyneczka, z czarnemi oczyma... mon genre! Umiała kochać! Ale uparta i ambitna;
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/270
Ta strona została przepisana.