Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/271

Ta strona została przepisana.

że by trafiła była na mniej trzeźwego... mogłaby oplątać na zawsze! Szalałem za nią trochę! Nie jedną dobrą chwilkę jej zawdzięczam! C’etaient mez adieux à la jeunesse! Ostatni żart przedślubny! Złote to były czasy! A zdrowie moje wówczas! Czy się spodziewałem, że przyjadę tu kiedyś z katarem żołądka, podagryczny, z początkami anewryzmu! Ob, złote to były czasy! Gdzieś tu niedaleko mieli swój domek, mieszkałem u nich przez cały sezon, apartament nie był paradny, ze wszystkich sprzętów Zosia jedna miała pewną wartość...
Wyszedł z parku, obejrzał się w prawo, w lewo; po obu stronach ciągnęła się szeroka, piasczysta ulica, domy, oddzielone od siebie ogrodami, drzemały w ciemnej zieleni.
— Mieścina tak się zmieniła, że możebym i nie trafił. Na prawo zdaje się, w dół, nad rzeką!
Poszedł w tym kierunku, uśmiechnięty, podrygujący. Strzelał oczami na wszystkie strony; w pamięci coraz wyraźniej rysował się domek w krzewach bzu, jaśminu i róż, a nad każdym krzakiem, nad każdym kwiatkiem niemal majaczyła jedna i taż sama twarzyczka, owalna, świeżutka z dołkami na policzkach, z czarnemi, szeroko otwartemi oczyma. I siebie widział młodym, przystojnym, chwytającym w lot wszystko, co się chwycić dało, jak sięgał przez okno po kwiatek, po rączkę raczej, co go podawała. Dziś jeszcze na to wspomnienie ręce zacisnęły się i długo nie chciały odprostowywać kościstych palców!
Zwrócił się w uliczkę, prowadzącą ku rzece. Domki stojące tu niegdyś, czepiały się ogródkami urwiska, zbiegającego nad sam brzeg rzeki. Urwisko pozostało, krzaki jałowcu i berberysu rozrosły się szeroko, ale na miejscu niskich chatek stały dziś dwa wspaniałe domy, obrócone frontem ku rzece; na miejscu ogródków rozesłały się trawniki powycinane w misterne klomby; kwitnące oleandry w dwu szeregach rozbiegały się wzdłuż okien; słupy przed gankiem zdobiły stuletnie agawy. Szeroka, uźwirowana