droga, obiegała dokoła dziedziniec; brama zamknięta, okna zasłonięte białemi sztorami; przy jednym z ganków leżał wielki pies czarny. Usłyszawszy kroki, podniósł głowę, uderzył ogonem po piasku.
— Hm, niezłe, wcale nieźle, zauważył jenerał, okrążając podwórze, otoczone zielonemi sztachetami. Trzeba będzie dowiedzieć się, czy nie do wynajęcia. Comfortable! widok dobry!
Odwrócił się plecami do domów. Piękna panorama rozesłała się przed jego oczyma. Wysoki brzeg, poszarpany fantastycznie przez czas i ulewy, zbiegał krętemi ścieżkami do Niemna, co niby senny płynął spokojnie, bez szmeru, zadumany, czy leniwy, zdawał się być symbolem swego kraju, swoich ludzi... I oni również zwolna dążą naprzód... ale — dążą, i ich natura głęboka, jak dno rzeki, nie ugina się pod ciężarami, nie szumi, nie faluje bez potrzeby... Widzi przed sobą jedno wielkie ujście — morze wiedzy, dąży do niego według sił i możności... Nie na skrzydłach wprawdzie, a nawet i nie krokiem szczęśliwych!
Na drugim brzegu ciemny las piętrzył się ku górze i ginął w obłokach.
— Zapewne do wynajęcia — powtarzał — zwracając głowę kolejno od rzeki do domów. Oni tu wszystko wynajmują! Chyba, że mię ktoś uprzedził! A może to jej domy? Uśmiechnął się. Dobrze byłoby. Między starymi znajomymi interes łatwiejszy.
Czuł się zmęczonym trochę przechadzką po piaskach i to wprawiło go w dobry humor. Oparł się plecami o sztachety, zdjął kapelusz i wyjąwszy fular z kieszeni, zaczął ocierać czoło, twarz, brodę; wietrzyk igrał z rzadkimi włosami — poddawał się tej pieszczocie bez oporu.
Tuż przed nim, nad samym brzegiem urwiska, kilka karłowatatych drzewek, pozostałych z dawnego ogródka sterczało w trawie wysokiej.
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/272
Ta strona została przepisana.