zawsze gorliwą jego nieprzyjaciółką. W późniejszych latach spotykała go nieraz. Zapuścił brodę, nosił złote binokle, ubierał się w garnitury z angielskiego kortu, mówił zwolna, dobitnie; siadając, zarzucał z wdziękiem noga na nogę i lubił rozmawiać przez ramię. Tytułowano go: „panie mecenasie,“ „szanowny radco,“ albo „łaskawy panie;“ w salonie zajmował wybitne miejsce, kobiety utrzymywały, że jest przystojny, inteligentny, że nawet jego niedbała postawa posiada niepokonany urok. Dla niej zaś, on na zawsze pozostał kancelistą z czerowonemi rękami w szerokich spodniach, w wynoszonym surducie i w perkalowej bardzo niekrochmalnej koszli. Zdawało się, że tylko trzeba żeby wszedł jakiś „naczelnik“, a ten poważny i poważany, cedzący słówka niedbale, zerwie się na równe nogi i wyprostowany gotów powtórzyć po dawniejszemu: „to honor dla mnie... największy honor“ itd. Tego jednak nie ujrzała już nigdy. Gilewicz, dzięki pewnej kancelaryjnej wprawie, został głównym plenipotentem jednego z magnatów, prowadził przytem rozmaite interesy na swoją rękę i teraz już niepozwoliłby mówić sobie niegrzeczności bez widocznej potrzeby. Przy spotkaniu okazywał jej zwykłe dawniejszą przyjaźń z przymieszką poufałości. Czuła jednak, że jej nie lubi, że dawne podrzędne stanowisko w domu jej rodziców pozostało dla niego niemiłem wspomnieniem. Z wujem jej żył w przyjaźni, któż wie, może wyłudził od starego dziwaka jaki zapis... Ej nie, to być nie może! Przed miesiącem jeszcze miała list od starego, w którym prosił o kupienie trochę nasion, dwóch nożów ogrodniczych i jednej piły, a jednocześnie zawiadamiał, że „chatę“ odnowił, dał zręby i wyfutrował piece, w sadku też drzewek młodych dosadził kilkadziesiąt, a wszystko to dla niej, żeby miała własny kącik na starość. Wuj ten był niegdyś gajowym, potem rządcą, w końcu, za pomocą jej rodziców, kupił domek i ziemi kawał; mieszkał w izdebce w suterynach, chodził w siermiężnym surducie, sam pracował od rana do
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/287
Ta strona została przepisana.