Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/29

Ta strona została przepisana.
ORGANISTA.


W kościołku działo się coś niezwykłego. Zauważył to stary Maciej, pędząc bydło z pola do chaty; zauważyli robotnicy wracający z łąki, ale i Maciej i robotnicy zatrzymali się na chwilę, popatrzyli na szare ściany kościołka, posłuchali, że ktoś gra w niezwykłej porze i poszli drogą do wioski. Gromada kobiet z grabiami wracała na końcu. Zdaleka już zasłyszawszy granie, spojrzały na siebie zdziwione: przed bramą i na cmentarzu pusto, nigdzie ani żywego ducha, kościół zamknięty, pomimo to organy grają! Przed dwoma dniami zmarł organista, a wiadomo, że ani w wiosce, ani w miasteczku za rzeką nie było nikogo, ktoby grać umiał. Baby zdumione, przelęknione trochę, skupiły się przed wrotami.
— Może nieboszczyk? — szepnęła najodważniejsza.
Wzruszyły ramionami na znak powątpiewania. Wiedziały bowiem, że umarli tylko w nocy chodzą; zresztą organista — to może i o zmroku wstaje? Kto go tam wie!... Dopiero pierwszy umarł w ich wiosce! Uciekłyby może, ale ciekawość przykuła je do miejsca; spoglądały na kościół, szturchały się łokciami przy każdym głośniejszym akordzie; kolana drżały trochę; lecz tak w kupie, a do tego z grabiami na ramieniu nie lękały się ducha, chociażby nim był sam organista! Zachodzące słońce złociło dach kościoła, załamywało się w małych szybach, nadając pozór rzęsistego oświetlenia. Ciepły wieczór letni rozesłał