Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/290

Ta strona została przepisana.

życia to ładne cacko. Wprawdzie wziął ją sierotę, nie łudził żadną nadzieją, wierzył w jej przywiązanie; pomimo to, coraz częściej przychodziło mu na myśl, że ona z czasem pożałuje życia zmarnowanego w niedostatku i samotności. O sobie nie myślał, ale dla niej rad byłby stworzyć lepsze otoczenie; troskę o tem zostawiał na później, tymczasem miał tyle do roboty. Przyczepiony za nędzną opłatę do jednego ze szpitalów, ślęczył tam po całych dniach prawie; wróciwszy do domu jadł, co mu dali, mało się troszcząc o niewygodę i tylko wówczas, kiedy nie miał ani rubla, a żona przypominała o jakimś niezbędnym sprawunku, zamyślał się, milczał przez chwilę:
— No cóż, wyjedziemy na prowincyę, do jakiej zapadłej mieściny. Tam możebym utył trochę, a po kilku latach sprawiłbym sobie futro. Jak myślisz?
Nie chciała słuchać o wyjeździe. Wszystkie jej projekty na przyszłość ściśle się wiązały z życiem w stolicy; zresztą, pewną była, że wkrótce będzie im coraz lepiej. Niepodobna przecież, żeby go nie oceniono. Ona tylko czasami przerzucając jego książki, lub dzienniki, zdobyła tyle wiadomości, o której jej się dawniej nie śniło, a cóż dopiero on, ślęczący nad książkami przez całe wieczory i część nocy! Uważała swego męża za najrozumniejszego z ludzi, pochlebiało jej to, że jest dozgonną towarzyszką człowieka, który kiedyś musi zostać sławnym i szanowanym. Jeśli wychodzili razem na ulicę, wsparta na jego ramieniu czuła się tak dumną, że najzupełniej zapominała o swej toalecie, oburzała się nawet, kiedy na nią spoglądano według zwyczaju. Szła przecież ze swoim mężem, z tym biednym mężyskiem, co przez cały dzień zapracowywa się jak wyrobnik. Gwałtem wyciągnęła go na przechadzkę i chciała mu tę chwilę uprzyjemnić jak umie, rozmawia tedy, śmieje się dla niego wyłącznie, po cóż ci gamonie prześladują ją wzrokiem, jak pierwszą lepszą zalotnicę. Tuliła się do jego ramienia, a on przeczuwając te myśli, całował jej rękę ser-