Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/30

Ta strona została przepisana.

się do koła. W starych lipach, otaczających cmentarz, trzepotały ptaki, układając się do snu; kilka wróbli skakało jeszcze na dachu. Wkrótce i te spóźnione włóczęgi frunęły z szelestem i znikły, wśród gęstych gałęzi. Przez chwilę słychać było wojowniczy szczebiot; szare hajdamaki czubiły się zapewne ze spokojniejszą bracią. Jeden spadł na trawę, zerwał się na równe nogi i jak niepyszny poleciał szukać schronienia na sąsiedniem drzewie. Był to zapewne główny przedstawiciel opozycyi, gdyż po jego zniknieciu spokój zapanował pod zielonem sklepieniem. Słychać było tylko szelest skrzydeł, szmer liści, w końcu i to ucichło. Lipy stały poważne, nieruchome, niby ciemno-zielonyy wał, odgradzający cmentarz od całego świata; a żaden sędzia śledczy nie domyśliłby się, że pod tem wonnem cichem sklepieniem uderza tysiące serduszek i tyleż główek śni o pieśniach i swobodzie. Ciszę przerywało szczekanie psów gdzieś za rzeką, ale było tak słabe, tak niewyraźne, że żaden burek we wsi nie raczył na nie odpowiedzieć: poruszały ogonami, leżąc przed chatą, a na znak zupełnego lekceważenia odwróciły głowy w przeciwną stronę. Organy wciąż grały; głębokie, wyraźne akordy powtarzały się w różnych zakątkach cmentarza, zmieszane z wieczorną rosą, z zapachem przeróżnych ziół, płynęły gdzieś w przestrzeń, po nad lipami. Babom przychodziło na myśl, że może on na całą noc zabrał się do kościoła. Znudzone wyczekiwaniem przypomniały sobie o dzieciach, o krowach i świniach; zaczęły spoglądać ku wiosce, gdy z za kościoła wyszedł zakrystyan z kluczami.
— Czego stoicie? A! dziwo wielkie! Nie słyszały muzyki! — wołał, idąc ku wrotom.
— Któż tam gra?
— Kto? Nieboszczyk, wiadomo! Eh głupie! Stare już, a nie wiedzą, że żaden nieboszczyk przed północą z grobu nie wstaje! dodał, spostrzegłszy, że baby spoglądają z niedowierzaniem. Przyszło dwóch jakichś, na