przyzwyczajenie do swobody zaczęło drętwieć powoli, natomiast wytwarzała się wcale porządna sklepowa, która zrozumiała miary i wagi, pamiętała ceny, odpowiadała krótko, a słuchała uważnie. W wolnym czasie, kiedy sklep opustoszał chwilowo, stała za kontuarem nieruchoma, sztywna, ładnie uczesana, w czystym kołnierzyku i zgrabnej sukni — wyglądała jak lalka przebrana za człowieka. Właściciel sklepu nizki, otyły żyd, z czerwoną twarzą, z siwym podstrzyżonym zarostem, w lustrynowym surducie, bez kamizelki, zachodził tu czasami, żeby rzucić okiem na interes, rad, że wszystko idzie porządnie. Przy końcu miesiąca darowywał jej parę wybrakowanych rękawiczek. Wieczorem, kiedy razem sprawdzali rachunki, przysuwał się blizko, głowę pochylał nad jej ramieniem i sapał nad samem uchem. Odsuwała go, krzywiąc się pogardliwie; najczęściej kończyła rachunki stojąc, nie czuła przynajmniej jego oddechu. O ósmej wracała do domu. Pokój opustoszał, w miednicy brudna woda, której nie zdążyła wylać zrana, śmiecie i kurz wszędzie, pościel nieczysta, pod łóżkiem walały się przydeptane pantofle. Dawniej, wróciwszy ze sklepu, robiła porządek: ścierała, zamiatała, myła się i rozczesywała swe bardzo piękne włosy; stopniowo zaniechała tych ceremonij: znużenie uczyniło ją obojętną na brud i niewygodę, zaledwie miała dość siły, żeby się rozebrać. Zasypiała, okrywszy się wprzód całą swoją odzieżą, gdyż w pokoju niezamieszkałym przez dzień cały chłodno było i wilgotno. Czasami jednak budziła się w niej dawniejsza natura — wówczas czuła się bardzo nieszczęśliwą. Nędzne otoczenie, praca machinalna, w końcu to życie bez ludzi, bez rodziny i przyjaciół było strasznie ciężkie i wstrętne zarazem. Myśl biegła w przeszłość, nie do zbytków i pieszczot młodości, nie do zamiarów rozwianych — dzisiejszy byt w porównaniu z latami szczęścia wyglądał jeszcze okropniej.
Oh, żeby już raz skończyć... — szeptała ponuro. Na piersiach drgał zlekka duży, srebrny zegarek, jedyna pa-
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/301
Ta strona została przepisana.