szymsierotom! Myśli te go ogłupiały. Całemi godzinami stoi czasem za węgłem albo koło parkanu; patrzy w prawo w lewo, ot tak sobie, byle patrzeć! Wiedział, że z żadnej strony niczego spodziewać się nie mógł, że na tym długim i szerokim świecie nigdzie a nigdzie kąta znaleść nie może. Ludzie przechodzili, szturchali, oglądali się. On, jakby nie widział ani ludzi, ani świata; tylko wciąż dzwoniło mu w uszach, że on człek zbyteczny, niepotrzebny, że teraz organistów za dużo na świecie. Wracał do domu i siadał w kącie nieruchomy; wyglądał wówczas tak jakoś dziwnie, że dzieci, na widok jego, milkły i jak spłoszone ptaki tuliły się po kątach. Czasami znowu ogarniała go straszna siła i odwaga. Starał się, biegał, wywiadywał, chodził z prośbami do znajomych i nieznajomych, klął, zżymał się... usiłował gwałtem głową mur przebić. Żona spoglądając z trwogą, pytała:
— Czy nie wypił ty czego... broń Boże?
On sam nie poznawał siebie; w takim dniu powtarzał w duchu, że jemu sądzono powiesić się.
Teraz, gdy wyszedł z plebanii, przekonanie to odżyło w całej mocy. Czyż nie było oczywistego dowodu, że jest zbyteczny, że organistów za dużo? Do rzeki mieli wiorstę, nie więcej. Zmrok zapadał szybko; ciemne chmury ciągnęły z zachodu; powietrze było ciężkie, duszne, jakby naraz wszelki duch ustał w naturze. Dla skrócenia drogi szli przez górę piasczystą, porosłą gdzieniegdzie krzakami paproci i rzadką trawą. Od piasczystego gruntu było tu widniej trochę, dokoła zaś lasy i zarośla wyglądały jak czarne szlaki; u dołu rzeka płynęła bez szumu, ciemna, ołowiana. Chociaż nogi tonęły w piasku, a droga pod górę stawała, się coraz więcej męczącą — szli dość prędko. Piotr nie czuł zmęczenia, nie czuł prawie że idzie; machinalnie zdjął czapkę, rozpiął surdut, spotniałe włosy przylgnęły do czoła, pot spływał po twarzy, sapał głośno, a pomimo gorąca dzwonił zębami, drżał jak w febrze.
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/36
Ta strona została przepisana.