Z początku, gdy wyszedł z plebanii, był niespokojny, zły, ale w duszy miał jeszcze odrobinę nadziei; w miarę jak rozpamiętywał słowa księdza nadzieja gasła, żal wzrastał, a myśli tak się mieszały, że jednocześnie widział przed oczyma żonę, dzieci, chatę z fajkami, swego towarzysza, prom i ten las nieszczęsny, w którym przespał drogie godziny! Tyle wrażeń nie mogło się zmieścić w biednym mózgu; w uszach dzwoniło, a fala gorącej krwi przypływała do głowy; w oczach ciemniało, rozszerzał powieki, ale nie widział nic zgoła; wówczas zamykał oczy, szedł na pamięć, jak pijany.
— Żeby to wróg, nieprzyjaciel, jakiś zły człowiek zrobił... eh, to jeszcze! Ale nie.., to ja sam... sam sobie — szeptał urywanym głosem.
Oddychał coraz śpieszniej: skóra świerzbiała na całem ciele, zwłaszcza dłonie i podeszwy; opanowała go straszna drażliwość, ból jakiś piekący w sercu i w głowie; chciał krzyczeć z całych piersi: przycisnął pieść do ust i ugryzł się w wielki palec. Ciągle wracał myślą do tej chwili, kiedy zatrzymał się w lesie, albo kiedy płynął przez rzekę. To znowu wyobrażał sobie, że nie spał wcale; że szedł bez zmęczenia jak koń; przybył pierwszy, umówił się z księdzem. Marzenia te były chwilową drzemką rozjątrzonej boleści; uśmiechał się do nich, oddałby połowę życia, żeby się ziściły na jawie, żeby ten dzień nieszczęsny można było cofnąć jakkolwiek. Kiedy zszedłszy z góry zbliżyli się do głębokiego rowu, porosłego krzakami, na dnie którego szumiał strumyk, ogarnęła ich odurzająca woń ziół i świeżych brzózek. Piotr stanął, wpatrzył się w ciemną przepaść, przymknął oczy i słuchał, jak tam coś szemrze, huczy, piersiami wciągał upajające powietrze, a głowa mimowoli chyliła się w stronę kamienistej przepaści.
— Tam musi być strasznie głęboko — przemówił chłopak.
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/37
Ta strona została skorygowana.