Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/47

Ta strona została przepisana.

z czarnego aksamitu zapiętą na jeden guzik, w jasnopopielate spodnie, bawił się ze szkiełkiem, zawieszonem na szerokiej tasiemce, w ruchach łączył pewność siebie z elegancką grzecznością wielkiego pana. Coś mię ciągnęło do niego; szedłem za nim, często wracałem ze środka sali, żeby spojrzeć w tę twarz pełną ujmującej swobody; a ile razy wesoły śmich jego obił się o moje uszy, uśmiechałem się mimowoli. Przechadzał się wolnym krokiem, z rękami założonemi za plecy; towarzyszyło mu trzech jegomościów, a chociaż wszyscy byli średniej miary, rozmawiając podnosili głowy, gdyż wzrostem wszystkich przewyższał. Daremnie starałem się odgadnąć, w jakich stosunkach zostawał z fortuną: na twarzy jego, doskonale spokojnej, nic prócz wesołości wyczytać nie mogłem. Rozmowa, o ile zdołałem podchwycić, kręciła się około wystawy koni, urządzonej gdzieś w okolicy, o chartach wystawionych na sprzedaż przez jakieś udzielne książątko... o rulecie ani wzmianki! Może nie grał? Więc cóżby tu robił? Sądząc po licznych ukłonach, zamienianych z wszystkimi przechodniami, widać było, że bawił nie od dziś i znanym był ogólnie. Coś mi szeptało, że to jest, jeżeli nie polak, to przynajmniej, słowianin, chociaż rysy nic typowego nie przedstawiały i chyba tylko ujmująca grzeczność dla cudzoziemców zdradzała w nim trochę polską naturę.
Kiedy jeden z moich towarzyszów przyszedł oznajmić, że fortuna według swego zwyczaju przeniewierzyła mi się na kilkadziesiąt guldenów, przechodził właśnie koło nas, a usłyszawszy polską mowę, zwolnił kroku i obrzucił nas wzrokiem. Dowiedziałem się od kolegi, że jestto „hrabia“ Czop. Uśmiechnęliśmy się obaj na ten tytuł, przyczepiony do bogatej, ale ani trochę niehrabiowskiej rodziny.
Heraldyki uczyłem się jedynie od starego Jana lokaja, który służąc przez lat sześćdziesiąt po różnych pańskich i szlacheckich dworach, znał niemal całą Litwę, a znał ją sposobem praktycznym. Kiedy mówił o marszałku S., zdej-