Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/53

Ta strona została przepisana.

— Proszę; niech pan będzie łaskaw, tu, do drugiego pokoju — rzekła, wskazując ręką drzwi.
Gdybym się nie lękał zadziwić ją zbytecznie, ucałowałbym tę rękę łaskawą; tak bardzo czułem potrzebę spoczynku i ciepła.
Owe „aż trzy pokoje,“ obejrzane zbliska; okazały się jedną obszerną stancyą, podzieloną na trzy zagródki: w pierwszej, ważkiej, bez okna, stał tapczan i stół, łojówka w mosiężnym lichtarzu świeciła wstydliwie. Na tapczanie siedział służący w cynamonowej liberyi, ze srebrnymi guzikami. Spostrzegłszy, że idę wprost do drzwi zamkniętych, podniósł się i zasłonił mi ręką drogę:
— Tu pan — rzekł, i wskazał mi drzwi boczne.
W drugiej zagródce znalazłem kanapę i łóżko, znalazłbym może coś jeszcze, ale nic więcej nie szukałem. Karczemnych łóżek wystrzegam się z zasady, kanapy wydają się mniej podejrzane. Zdjąłem przemokły płaszcz, a nim podano samowar i światło, rzuciłem się jak długi na sofę.
Światło było tu zbytecznem, gdyż tylko niskie przepierzenie dzieliło zagródkę od oświetlonego pokoju. Oprócz tego w przepierzeniu znajdowało się okienko w kształcie sernika, którego przeznaczenie do dziś pozostało dla mnie tajemnicą. Drzwi, zbite z dwóch desek, nie miały klamki; żeby je zamknąć, trzeba byłoby podpierać własnemi plecami, gdyż dokoła nie widziałem ani jednego stołka lub krzesła. Fortyfikować się nie miałem zamiaru, tem więcej, że w sąsiednim pokoju panowała zupełna cisza, a tylko zapach doskonałego tytoniu oznajmiał, że mam przyzwoite sąsiedztwo.
Od wyjazdu z Homburga nie spotkałem Czopa ani razu; słyszałem tylko, że się ożenił z córką bardzo bogatego sknery, że teść praktyczny szlachciura, nie chciał oddać posagu w ręce zięcia-pana, że państwo młodzi, przeżywszy miodowe miesiące, rozjechali się każde w swoją