Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/54

Ta strona została przepisana.

stronę. Słyszałem też, że fortuny nadszastał porządnie; niektórzy mówili: że bankrut. Rzeczy te, zbyt zwyczajne, nie mogły nikogo dzwić, ani zaciekawiać. Na dziesięciu bogatych jedynaków przynajmniej siedmiu traci fortunę, zebraną przez rodziców, potem się żenią bogato, czasem się oszukują, częściej poprawiają interesa na czas jakiś, ale prawie nigdy nie wychodzą na porządnych ludzi. I gdyby nie opowieści starego Jana o poczciwym Jóźku, a więcej jeszcze, gdyby nie obraz pięknego młodziana, który mi na długo pozostał w pamięci, możebym nigdy nie wspomniał o jego historyi.
Leżąc na sofie, widziałem przez uchylone drzwi dwie świece, palące się na stole, jesionową kanapę, pokrytą ceratą, i parę nóg cienkich, długich, zakończonych skarpetkami; pantofle stały pod stołem, futro rzucone na krześle, zsunęło się w połowie na ziemię, u poręczy drugiego krzesła wisiała podróżna torebka; kłęby niebieskiego dymu snuły się nad świecami. Niedługo trwała cisza. Czop wstał z kanapy, nałożył pantofle i zasunąwszy ręce w kieszeni, zaczął chodzić wielkiemi krokami po pokoju. Poznałem go odrazu po wspaniałej postawie, chociaż szykowna przed laty figura zgarbiła się nieco; a gdy nachylił się do świecy dla zapalenia papierosa, dostrzegłem rysy zmienione, policzki zwiędłe, głowę ogołoconą w części z pysznych, jasnopopielatych włosów. Pomimo to reszki dawnych wdzięków czyniły go dziś jeszcze dość okazałym weteranem. Zamiast dziesięciu, przybyło mu trzydzieści lat przynajmniej. Lecz do zfabtykowania metryki dopomógł zapewne zaniedbany ubiór podróżny, niepodstrzyżony zarost i zmęczenie po drodze.
Nie słyszałem już, kiedy chodzić przestał, a może nie kładł się wcale; gdyż zaledwo otworzyłem oczy nazajutrz, ujrzałem go chodzącego od pieca do okna, jak raz w tym samym kierunku, gdzie go zostawiłem wczoraj zasypiając. W granatowym kubraczku, obszytym czarnym barankiem,