Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/70

Ta strona została przepisana.

kręciła głową, starając się uwolnić od uwiązu; przez szpary desek w rogowym okienku ujrzałem migające światło. Poszedłem ku domowi; drzwi od frontu były również zabite deskami, zawróciłem się za węgieł, z tej strony gdzie widziałem światło i — zatrzymałem się przed otwartem oknem.
Długo, może i bardzo długo, patrzyłem w to okno, nie zdając sobie sprawy z własnych myśli, ani z doznanego wrażenia. Szedłem wprawdzie z zamiarem spojrzeć raz jeszcze na starego znajomego, dla którego zachowałem wiele sympatyi; widok opustoszałej ruiny przeniósł mię w przeszłość, na chwilę zapomniałem o nieboszczyku. W tem, przez otwarte okno, ujrzałem pokoik pusty zupełnie. Na środku, na ławie niczem nieprzykrytej leżał nieboszczyk, ze skórzaną poduszką pod głową, obok krzyża na stoliku paliły się dwie świece równym płomieniem. Najlżejszy szmer nie znieważał poważnego spokoju śmierci.
Może być, że za życia Janowski nietylko pił, ale i jadł jak każdy śmiertelnik, może był bezbożnikiem, demagogiem. Śmierć jednak starła wszelkie krzywdzące piętna, wiedząc, że i bez tego przetrwają w pamięci ludzkiej, nie potrafiła jednak zetrzeć wyrazu spokojnego zadowolenia.
Z podniesioną nieco głową, z wysokiem czołem, z siwym wąsem, spadającym na uśmiechnięte usta, staruszek zdawał się spać spokojnie po długiem, męczącem czuwaniu. Chwili tej wyglądał zapewne oddawna. Nędzne otoczenie harmonizowało z wyrazem twarzy: umrzeć z uśmiechem zadowolenia można wówczas tylko, gdy się nic zostawiać niema, nawet dziecka, jedyny zbytek dozwolony jnędzarzom. Widząc go tak osamotnionym, uwierzyłem, że stracił córkę.
Odchodząc, ujrzałem przed domem dziada kościelnego, drzemał nad modlitewnikiem. We wrotach spotkałem dwie kobiety; rozmawiały o Tereni, i one podziwiały, że jej tu niema, tylko trochę w inny sposób:
— Może nie miała za co przyjechać — rzekła jedna.