Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/72

Ta strona została przepisana.

swadowałem, panie tego, ale upartej kobiety i duch św. oświecić nie potrafi. Ona swoje i swoje... „nic więcej dla niego zrobić nie mogę!“ — i zrobiła! zapłaciła, ile mogła, na resztę wydała rewers, panie tego, a ja gardło dam, że stary długów nie miał, albo bardzo maluczkie... złotówkowe panie tego. Hm, te baby to i w złem i w dobrem uparte! Mam penitentkę, wystaw sobie mój jegomuściunio, co już od lat trzech wyobraziła sobie, że nie zasługuje na rozgrzeszenie! I żebyż to grzesznica jaka, panie, tego, ale to broń Boże, najuczciwsza kobieta w świecie, tylko uparta; no, bądźże tu mądry, przekonaj ją, że ma łaskę u Boga? Prędzej żywego wskrzesisz! Tfu, ot język poplątał się! Ależ bo dotąd na czczo jestem! a i na śniadanie spóźniliśmy się! Ja to choć miałem racyę: ze starym znajomym dłużej się człek żegna, tem więcej, kiedy to pożegnanie nie do jutra. A może i do jutra? Bogu wiedzieć.
Zaśmiał się całym korpusem, czerwona twarz zaczerwieniła się.
— Może i do jutra! Panie Jakóbie — zawołał do zbliżającego się jegomościa, zaczynając z nim rozmowę prosto od ostatniego wyrazu.
Po śniadaniu, prawdziwie aleopatycznem, udaliśmy się całem towarzystwem na dworzec. Dnia tego wszystko się musiało opóźniać, z wyjątkiem chyba boleści, co zawsze pośpieszać lubi — pociąg spóźnił się o pół godziny. Zaledwie rozsiedliśmy się w pokoiku pierwszej klasy, kiedy we drzwiach ukazała się Terenia w szarej sukience, w podróżnym płaszczyku, z torebką podróżną przez plecy; powiodła wzrokiem po zebraniu i usiadła przy drzwiach, akurat naprzeciw na sofy i krzeseł, na których siedzieliśmy.
Poznałem ją odrazu, Nie zmieniła się prawie, urosła, trochę zmizerniała, oczy zapadłe głęboko wydawały się większe i ciemniejsze. Twarz jej miała wyraz wielkiego przygnębienia; nie ręczyłbym, że nas spostrzegła; wyglądała jakby sama dla siebie była obcą, jakby myśl, uczu-