Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/81

Ta strona została przepisana.

założył nogę na nogę, jedną rękę zwiesił na poręcz sofy, drugą przesunął mocno po czole.
Kobieta zdawała się nie zważać na jego blizkie sąsiedztwo; cała jej postać wyrażała odrętwiałą obojętność.
— Dość tych kaprysów! Ubieraj się! na balu być musisz, gdyż jest dany wyłącznie dla ciebie — rzekł p. Fortunat, podkreślając ostatnie słowa.
— Wiem o tem i dla tego nie jadę — odrzekła spokojnie.
— Cha, cha, skrupuły! Bardzo to byłoby pieknie, jeżelibym ja na tem nic nie tracił... ale — ma chère, tą razą idzie tu o coś więcej niż przesądy kobiece; wiesz dobrze, że prosta grzeczność z twojej strony może zrobić wiele, bardzo wiele w moim interesie; zdaje się, że mam prawo wymagać tego od ciebie?
Zwrócił się ku niej, wyczekując odpowiedzi.
Ona przesuwała obrączkę z palca na palec, milczała, jakby pytanie męża nie do niej się odnosiło. P. Fortunat gryzł usta, kręcił niecierpliwie chwast sofy; „dobre maniery krępowały go, a tylko w oczach migotały iskry tłumionego gniewu, nozdrza rozszerzały się, jak u araba czystej krwi.
— Już pół do jedenastej, spóźniasz się — rzekła pani po długiem milczeniu.
— Nie będę żałował straconego czasu, jeżeli tylko uda mi się przełamać twój upór. Wszak toaleta gotowa.
— Nie przygotowałam żadnej.
— A! — zawołał szydersko, podniósł w górę ramiona, przeciągnął się — teraz nastąpi zapewne elegijny monolog na temat ekonomii politycznej: „Żyjemy nad możność!!!“ Źródła twoich dochodów są mnie niewiadome!...
— Owszem, wiadome — przerwała kobieta — przeżywamy cucłze...
— Pardon! przerwał pan z kolei, to co się dostaje do mojej kieszeni przestaje być cudzem dla mnie.
Patrzył na nią z szyderskim uśmiechem.