coraz gorzej; już ani ruszy się z pod pieca. Jaśko patrzał na nią, drapał się w głowę i sam nie wiedział co robić.
— Może co jeść będziecie? — spytał nieśmiało.
— Mnie nic nie trzeba — odrzekła — ja umrę Jaśku.
Usiadł obok niej na ławie, pod sercem załaskotało mu jakoś.
— Eh, mało co gada! Sama mówiła nieraz, że śmierć ucieka od biednych — myślał, poruszając zwolna bosemi nogami.
— Może w piecu zapalić? Ja tam schował w słomie kilka polan, jak nosiłem drzewo na górę...
Matka wyprostowała się, potrząsła go silnie za ramię:
— Nie kradnij.. oh, nie kradnij!... — mówiła przerywanym głosem, niech cię Bóg od tego strzeże... drzewo cudze...
Głosu zabrakło, pochyliła głowę. A Jaśko śmiał się zcicha. Cudze! A ileż to razy głaskała go po głowie za to „cudze“ drzewo!
Do wieczora matki nie stało. Jaśko patrzał jak ogłupiały na wszystko, co się działo w chacie. Żal mu było matuli, i nie rozumiał, nie wierzył, że już jej żywej nigdy nie ujrzy. Ocknął się wtedy dopiero, gdy wyprawiony z izby przez nowego stróża, znalazł się za bramą swobodny jak ptak.
Na prawo, na lewo ulica — ruszaj w świat nieboże, gdzie oczy poniosą. Zmarzniesz, czy zamrzesz z głodu, nikt o to nie będzie miał do ciebie pretensyi. Obejrzał się, popatrzył z bramy w okienko pod schodami, i już mu serce żalem opływać zaczynało... w tem Żuczek — towarzysz wybiegł z za węgła! Radość błysnęła w oczach obu.
— Walaj tu za mną! — wołał Jaśko, wskoczył na chodnik, przebiegł ulicę, oglądał się, podrygiwał i chichotał, jak opętany. Żuczek za nim, wskakiwał na ramiona, chwytał za odzież, próbował zębów na bosych nogach. Naprzeciw nich wybiegł drugi szubrawiec, również obdarty,
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/89
Ta strona została przepisana.