Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/92

Ta strona została przepisana.

— Widzisz, ta stara kupiła trzy chały i wszystkie miała zjeść sama. Niedoczekanie jej!
Wydostał z za kaftana bułkę i rozłamał na połowę.
— Masz, sprobój, dalibóg nie gorsza od kupionej.
Oparli się o róg domu, rozmawiali zajadając. Jaśko spoglądał na towarzysza z pewnym rodzajem szacunku. Chwat ten Józiek! — myślał. Pochylił głowę i przyglądał się, jak jego towarzysz pakował do gęby ogromny kawał bułki.
— Pochodź ty ze mną tydzień, drugi, a ja ciebie nauczę, jak żyć na świecie. Oho, żeby ja taki był mały, jak ty! Cmoknął, pokręcił głową. Pójdziem, już ciemnieje. Czy to twój pies?
— Taki mój, jak i twój.
— Czego on za tobą włóczy się?
— Bo przywykł.
— Niech i on idzie z nami; we trzech będzie cieplej spać; jeść to on musi być nie przywykł?
— Przecież je, kiedy dadzą.
— Głupi jesteś! Niby to ja tego nie wiem; ale któżby mu dawał, kiedy sam nie ma.
Jaśko rzucił Żuczkowi resztę chały.
— Eh ty! lepiej byś mnie oddał! — rzekł Józiek, szturgając go łokciem.
— Ja myślał, że ty już syt, kiedy dałeś mnie połowę.
— Syt, ba! Jaki ja mam brzuch pakowny, że niczem go nie napchasz! Jadłem dziś chleb, kartofle, ot i teraz przekąsiłem trochę, a tak zryć chcę, że aż zęby świerzbią! A już taką mam naturę, jak widzę, że kto z pustą gębą patrzy na mnie, to muszę podzielić się choć ostatnim kęsem.
— I ja tak samo — odrzekł Jaśko.
Weszli w zaułek, ztamtąd na ciemne podwórko.
— W tej stajni ja śpię — rzekł Józiek, wskazując na otwarte drzwi. Tylko ty z ogniem ostrożnie! Jak zechcesz