po wódkę dla czeladników... to jeszcze najlepsze było, drogą sam chłyśniesz, a na to miejsce wody dolejesz, choć w żołądku ogrzeje się trochę... a to nieraz głodem mrzeć trzeba było. Ukradniesz bywało jaki kawałek parszywej skóry, to tak da pociągaczem, jakbyś mu duszę wydarł. Uciekłem, bo mnie kłuło jadło. Innym łatwiej było... każdy miał kogoś ze swoich w mieście; za jednego matka prosi, za drugiego ojciec, trzeci ma tam choć ciotkę jaką, co szewcowej sera czy bułkę przyniesie... a ja... z pod płota — krewnych ani psa... Majster wziął dla tego, że wyglądałem silny jak wół... ale i najsilniejszemu nie zawsze siły stanie!
Zamilkł. W głosie drgał żal stłumiony szyderstwem; żeby oczy umiały płakać, to choć jedna łza wymknęłaby się z pod powieki. Oczy zostały suche, tylko twarz zbladła więcej jeszcze, a usta krzywiły się z coraz większem szyderstwem.
Tego wieczora Jaśko daremnie czekał na kolegę; poszedł spać sam jeden, ułożywszy uprzednio odzież i czapkę w żłobie pod ścianą.
Dniać już zaczynało, gdy raptem drzwi ktoś otworzył z hałasem. Jaśko wysunął głowę z pod słomy. Za uszakiem przyczajony stał Józiek, bez butów, bez kurtki, z koszulą rozpiętą na piersiach, drżał cały, przysiadał, to podnosił się na palcach, głowę podnosił do ściany, chwilami zdawał się przysłuchiwać uważnie, oczy błyszczały jak u zwierza w zasadzce, drżące ręce szukały czegoś w koło szyi... znalazły. Uspokoił się nieco, obie ręce przycisnął do ust gorąco!... Na piersiach, na brudnym sznurku wisiał stary, mosiężny medalik. Kto i kiedy zawiesił go, trudno zgadnąć. Chłopak nie pamiętał, i nie myślał o nim nigdy. Naraz w strasznej chwili coś go tknęło. Zbladłe usta całowały medalik coraz goręcej. Na dworze powstała wrzawa, kilka głosów dawało się słyszeć za bramą... głosy i kroki zbliżały się coraz więcej.
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/96
Ta strona została przepisana.