Strona:Ozimina.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

niosła alarmu przed czasem, czy też by drogę sobie utorować. I w tejże chwili rumor zgłuszony: odepchnięta, ostatnim wysiłkiem, w padaniu samem, zagarnęła ramieniem skrzydło drzwi i przytrzasnęła je swym ciężarem, pozostając tam — wewnątrz: w obliczu tej furyi, z którą się zmagała.
Pod diwą ugięły się kolana. — »Czyżby? — nie dowierzała swym oczom. — Więc on rzeczywiście chciał?... I oto skąd przyszła obrona!« — Odchodziła szybko w drugi koniec salonu między mężczyzn, by mieć ich pod ręką w razie, gdyby ten szaleniec tu za nią poskoczył. A w swym odwrocie pośpiesznym zapomniała o trenie: poprzednio w pawim rozkładający się przepychu i biegnący za nią jak fala, teraz oto w wązką smugę się zbił i długim sztywnym ogonem podskakiwał za diwą, śpieszącą podrywnymi kroki z naprzód podaną szyją, postacią jakby wydłużona i cieńsza: uchodziła właśnie jak ta pawa spłoszona.



Nina tymczasem, rozkrzyżowana na drzwiach zamkniętych i dysząca ciężko, nie spuszczała go z oczu czujnych. W tej chwili stał tyłem do niej zwrócony, trąc dłonią czoło, w opuszczonym ręku trzymał wciąż tę krzywą szablę, ledwo u rękojeści wysuniętą ze spłowiałej adamaszkowej pochwy. Zerwał ją był ze ściany, z pośród