Strona:Ozimina.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

Pod przenikliwem spojrzeniem obcego człowieka spadł z warg natychmiast ów uśmiech chytry, a z twarzy całej to poczucie wyższości nad ludźmi w urągliwem dla samego siebie oprzytomnieniu z niedorzeczności wszczynań własnych. Mrozem przebiegała go ta badawczość oczu bystrych, sumujących nieubłaganie wszystkie grymasy jego twarzy nie tylko już nie powściągane, lecz wyrażające uczucia wprost przeciwne wysilonym intencyom woli. Gdyby go ktoś w tej chwili o zbrodnię posądził, odegrałby twarzą, jakby pod musem niesamowitym, w najsubtelniejszem wyrafinowaniu mimiki zmieszanie i popłoch zaskoczonego znienacka sumienia zbrodniarza. Popsuł się mechanizm maski człowieczego czucia; własne oblicze stało się dlań potwornym zdrajcą dusznego bezwładu: biernem, a wysubtelnionem do nieprawdopodobieństwa zwierciadlanem narzędziem każdej zewnętrznej sugestyi.
— No, ten gotów nam się i pomieszać! — wygłosił pułkownik z niespodzianem ożywieniem, jakby podniecony w swej ciekawości »człowieka« widokiem dusznego rozkładu i swem szybkiem oryentowaniem się w nim. — Za gwałtowny był ten męski mus nagłości wojennej dla tej słabizny!... Na plac boju przyślą nam pewno nie mało takich; osobliwie z tych tu stron, gdzie na słabizny urodzaj dziś taki sławny.
Blada jak płótno i potem zalana twarz Bolesława spoglądała już tylko stuporem bezwładnego lęku.
— Wszystko co zechcesz wmówisz przecie w człowieka jednem spojrzeniem zaledwie, — ciągnął dalej puł-