Strona:Ozimina.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

— To jest co innego! — broniła się Ola ze zwieszoną głową. — Bo zgodzisz się, że te akcesorya oraz insygnia »siostrzane« dla... No, przecież chyba rozumiesz? A przytem sama mówiłaś: bierni, niemi i tępi w musie. Jakąż siłę uczuć w nas to niecić może?...
— To też Bóg litościwy odebrał nam dzisiejszym tę władzę kochania. I dał nam wzamian ciekawość, imaginacyę, egzaltacyę i nerwy; a w nadmiernej hojności jeszcze i roztropność samozachowawczą, — jej giętkości uczą nas mężczyźni... O, ja o sobie przedewszystkiem mówię, — dorzuciła szorstko; lecz spostrzegłszy, że ta jej szczerość wgnębia znów Olę w jej nerwowe zatulenie, pocałowała ją na uspokojenie.
— No, my między sobą możemy być chyba zupełnie szczere... Patrz no lepiej, jak to Nina na nas spogląda, uwięziwszy płacz w zagryzionych ustach, — bo oczy nie mają czasu: oczy łowią słowa na cudzych wargach, a myśl mota i mota je koło swojej zatajonej udręki. — No, co ty, ciupa, tak ciągle?
— Nic.
— Tak cichutko? Ot co ja wam powiem na pocieszenie. Dawnymi czasy, w szczęku broni i burzach namiętności rozpaczały kobiety po kościołach gotyckich: »Przebacz nam, Panie, bośmy kochały tak bardzo!« A Bóg tych kobiet kochających bywał nielitościwy: ile stąd rzewnych ballad i legend w wierszach pięknych, którymi żywiły się po zamkach wyobraźnie kobiet, własne jak woń kwiatów. Nam dzisiejszym wypada wzdychać po alkowach: »Przebacz nam, Boże, bośmy tak bardzo nerwowe«. I ten Bóg