Strona:Ozimina.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

Tem dziwniejszym i jakby rozczarowanie niosącym wydał się dziewczynom po długiem milczeniu głos jej jakby w sobie zacięty i hardy:
Zresztą ja nie dam pogiąć się nawet i upiorom. Im gorszą się czuję, tem bardziej upartą być muszę: ot, tym kobiecym ratunkiem siebie samej przed sobę. I myślę wtedy: może wszystkiemu było winno to, że ja się rodziłam na taką, która raczej jak pies za skutą nogą pójdzie, niźli ptakiem za cudzemi skrzydłami poleci. I nie spadnie, nie spadnie nazbyt rychło w życia fałsz, już potem, — bardziej niźli kiedykolwiek, — nieunikniony. Bo mi te drogi gwiezdne każdy dzień życiem uśmiechnięty gasi. Mój dyabeł trzeźwości szepcze mi wtedy do ucha: »A te wysyłania rojeń na gwiazdy nie dziejąż się one także dla tego, że życie stoi zatrzymane? Tam drogi wolne! Osobliwie dla tych, co są właśnie jak te mumie na wspak: martwi w życiu powszechnem tem niedołęstwem swojem własnem. Zaś, co górnie pomyślane, to ładnie powiedziane, co ich do łez szczęścia roztkliwia, maż to naprawdę dawać życiu... siłę i hart? A tak roją oni przecie. Czy aby te nici ich właśnie najbardziej wzorzystych tkanin nie są barwione w kłamie wobec życia? I czy ta ich krynica nas... dzieci bezruchu, — nie poiła nazbyt długo — najtragiczniejszym kłamem serca? Osobliwie nas, kobiety? Czy ta nieprawdziwość nasza i życia okolnego nie pochodzi i stąd? Romantyczne my tu wciąż jeszcze bywamy, gdy się zdarzy, że duszą ocknięte; — och, i jak bardzo zapóźnione wobec świata całego! I w jak żałosnej karykaturze tego, co było niegdyś! I w jak koniecznej może? Zwietrzała siła wina