ramiona, potrzeba i skrzydeł cudzych i cudzego ducha. Bełkoce w nas duch niedołężny i wiją nami jak gadem bezskrzydłym żądze nasze.
— Ach, pocoś budziła! — żachnęła się po chwili opryskliwie jakby przed zbliżającym się już napływem innych myśli. — My otrząsamy się i same nazbyt rychło z tych krótkich chwil ze sobą; myśli wnet skakać nam poczynają po rzeczach i zwierciadłach.
Nina, która z miejsca się nie ruszając baczyła tem czujniej, spostrzegła niebawem, jak w głębi pokoju zatulona dotychczas postać rozwidniła się nagle. W swym stroju jasnym zbliżała się ku niej Lena, podnosząc znów ramiona ku włosom jakby dla przeciągnięcia się po tem odurzeniu niedawnem. A wstąpiwszy w światło, mrużyła powieki i uśmiechała się cierpko.
— Takie to winy moje wobec niego były, — zwracała się jakby przez pół tylko do swych przyjaciółek, bo więcej ze sobą wciąż jeszcze mówiąc. — Takie przewiny! Ciężkie, widocznie, skoro mi one tak duszę na pół roztargały w swarze nieustannym ze sobą i tych wyrzutach ciągłych. Takie winy... Że kochałam tem gwałtowniej, z tem większym uporem i niesytością, im bardziej pijana powracałam z marzenia; że życiu, czy memu dyabłu trzeźwości na pokutę tem gorszą czuć się wprost chciałam, im szlachetniejszą wydawałam się sobie lub komu. O, ten ogień w nas przez nich wszystkich tylko całe życie w nas podniecany, a przez jednego potem, zwanego mężem, tylko oszukiwany!... Wiem co mówię: właśnie brutalną być teraz chcę! Powiem wam więcej: nie pojmuję dziś dobrze swego stanu
Strona:Ozimina.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.