Strona:Ozimina.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

dzy pana. Całowały zdawkowo Lenę, aby pomknąć się co rychło ku drzwiom: prawo przynależności czyniło je instynktownie kornemi.
Pochwyciła je za ręce.
— Na litość Boską, przecież nie pójdziecie tak natychmiast!
A uprzedzając nowe uderzenie rumieńca, ukryła twarz w dłoniach.
I tak stała oparta o poręcz swego łoża: negliżem barwna, ramionami i piersią goła.
By po ciężkiej chwili odezwać się z pod dłoni:
— Oto jest tymczasem jedyna istotna prawda kobiecego życia.