Strona:Ozimina.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

swojem w postuku kijów niecierpliwym, — pół-ślepy, pół-głuchy, pół-żywy, wiem ja, co się tu po kątach i zaciszach dzieje. Co przy stole było, małom wiedział ogłuchły w sobie. Ale co tam na ulicy niebawem było, tam widział ślepy i słyszał głuchy. — I to wiem, — wskazał kijem na krwawą misę w kącie. I jacy tu goście zaglądali potem do przedpokoju. I wasze tu milczenie po opowieści wnuka słyszałem głuchy. Może to ja wam tu poniosłem tę ciszę długą: tam w głębi, za półkami zjawiony. Bo takim upiorem milczenia wałęsa mną śmierć leniwa po ciszach i zadumach, tak szpieguje mną pozostawionego życia treść.
I znowuż zadumały się te jego oczy, obiegające zezem błędnym otoczenie całe.
— I dziwna rzecz, że tutaj, zawsze tutaj tylko! jakby do tej komnaty ukrywała się zawsze, mimowoli, resztka ducha w życiu tych ludzi... Gdy się ten Woyda przed dwoma laty truł z amorów, tum go zdybał przed tem. Tutaj! — zakuł laską w ziemię. — Stamtąd, z alkowy wylazł, pod ścianą stanął, rozdygotany na twarzy bladej, mdły, ze zwisłemi ramiony: ruina woli męskiej! A oczami gorączki wodził po tych półkach, po biustach nad niemi, jakby się przed tymi tam rachował z życia swego. Wtedy przystąpiłem do niego i zdjąłem mu te ręce z twarzy. Wrzasnął gębą niemą, cały w bladym strachu, jakbym z za grobu do niego przystąpił... Prawieć! — odparłem, — prawie! Już mnie śmierć leniwa widmem między wami czyni i widma władzę daje; każe mi się błąkać po nocach bezsennych, przed zatraceńcami marą stawać... Który chcesz przede mną co ukryć, w ucho mi to wrzeszcz, w ślepia