usta, które mogą mówić o prawdziwem życiu; jedyny człowiek, który znając je na wskroś dać może pouczenie szczęścia. Jedyna to też ręka, która za to proste pragnienie własnego szczęścia pogłaskała ją z powagą ojcowską. A słowa »główka«, »rączka« wymawiał z namaszczeniem prawie pastorskiem, jak gdyby błogosławiąc wszystkim instynktom i zmysłom kobiety.
Podjąwszy się na łokciach, opuściła nogi, przysiadła na kanapie i, acz słów nie baczna, zasłuchana jednak wciąż w ukajającą perorę tonu. Ujęła go ciepło za rękę, zmagając się przez chwilę z nieodporem czy też musem, podjęła ją wreszcie do ust.
Przyjął to z flegmą nieomal, jak rzecz należną, lub co najmniej taką, do której przywykł był może wobec żony w pewnych chwilach owładania jej rozterką.
Cała w pokurcz przed nim schylona, przeniosła tę jego rękę z przed ust do rozbolałego czoła.
»Niewolnice roztropnych«! — przyniosła pamięć uparta i te słowa Leny. Nie wykrzesała z nich jednak ani cienia odporności, a przeciwnie: świadome już dążenie do największego uciszenia duszy.
Strona:Ozimina.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.