Strona:Ozimina.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

»Ja ,Mańka, Kalosz’!« Pani baronowej siostra starsza. Mleczna siostra. Jedną mamkę ssiemy. Chu-udą! A obie spasłe... Nie bój się śmiechu mego. Choć gruby. Nie bój!
I wtedy dopiero ujrzy jej postać własną, oczom dotychczas skrytą...
»Nie uciekniesz, ja cię zgonię... Wiedźmyć w duszę zaszczepiano: na sabatach byłaś uchem! Nie wyciągaj tedy ramion: tu nie pięknych smutków pora, tu nie białych damul łoże: tu już nasze desperacye i chichoty nasze! — Tu już na się wzięta dola!... Własna — twoja — biedna — dola!... Dola!... Dola!... Stój! Wmig cię zgonię. Bądź co w uda swe okraczę, kieckę w skrzydła, na ramiona! wyżej pępka, wyżej zadu i — huu! śmigam w lot nieścigły... Ich się nie bój: to szakale! moje kotki, me pieszczochy: »Kizi-kizi, goście mili! przyjacioły, druhy ludzi«... Pójdźże pestko dyabła twarda! Ja wyłuskam cię z gorsetek. Precz te szmaty! wont atłasy!... Białe kurczę, z pod skorupki. Mięsa mało, pierza wiele. Gładkaś. Ciepłaś. Słodka w szyi. Łaskotliwa pod pazurem. Mnie się trzymaj kurwy starej. Ja się znam na drogach ciemnych, nie przerazi mnie pogarda: nas przekleństwo wichrem miecie w najciemniejszych dróg rozkosze: — na sabaty! na sabaty!... Już szakale w lot się mają: jak pochodnie z nami wzlecą oczu ognie ich zielone. — Daj, namaszczęć, byś latała. Łydy prężne, stopy kocie... Już zabłysły ślepki skore? Skórka w dreszczach, włos się jeży... Wezmąć, wezmąć dzikie dreszcze, jak te wieżyc sabatnice pod piorunem nieba grozy: Bogu, ludziom, dyabłu sprzeczne!...