Idą tymczasem ci dziwni ojce brodacze, dusz jakoby budziciele i poborcy, wkraczają w miasto obce, zagłuszone w bezduch jednych a odziczenie drugich, idą niby te mnichy średniowiecza — z niewiadakąd, niosą duszy nie zgaszoną pochodnię.
I zapadły mu nagle myśli w dale przeszłości, przywodząc na pamięć tłuszczę podobną i równie obcą, zbliżającą się po nocy do murów miasta. Słychać po basztach głuche sygnały rogów i nałażących tłumów zaszum ogromny. Widzi nieomal tę czerń dziką, a obcą, w kupę zebraną po gościńcach Europy całej: tę krwawą ahańczę biczowników, nałażącą z wrzaskiem »Kyrye Eleyson!« w ulice... Łokietkowego Krakowa. I przypomina mądrość jego, żenącą przez pachołków swoich precz za miasto: w świat, czy piekło, skąd wyszła, tę szarańczę anarchii z pod chrystusowego znaku, tę zarazę rozpętania pesymistycznego w tłumach ducha »chrześcijan« i czyśćcowego po miastach Europy zamętu. — Lat temu sześćset pięćdziesiąt!... Ot, kiedy przeżywaliśmy te rzeczy! — mówił do siebie. — A przedtem, o wiele wcześniej, czynili do nas swe pielgrzymie ischody pogodni Bogumili słowiańcy; rozbrzmiewały swego czasu i nasze gościńce barankowymi hejnały radosnej pokory franciszkańskiej; nosili po zamkach swą tajemniczą weselność, swą »wiedzę radosną« Manicheje wrocławscy; wiązali nas bracia »czescy« i »polscy« w łagodne gromady wspólnoty i prostego ducha chrześcijan, uczyli nie służyć złu w wojsku i urzędach, a nie przeciwiać się złu przemocą... Przeżyliśmy wszystkie burze, zawieruchy i zamęty bogobojnego ducha, tylko przed po-
Strona:Ozimina.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.