Strona:Ozimina.djvu/328

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjść może, to wobec wszczętej wojny: — gdzie! kiedy! Wloką się takie sprawy latami, a zatrzymywać niema powodu. Strzelający i prawdopodobny prowodyr nie żyje już; właściwych zaś sprawców wszystkiego, owych pielgrzymów, już uprowadzono i załatwią się tam z nimi osobno.
Objaśniano mu to wszystko bardzo uprzejmie, nie tyle ze względu na jego profesorską godność, ile na stojącej opodal Niny urodę i oczy gniewne.
»Pasport!« — zaszczękano przy niej chwacko ostrogami.
»Czego jeszcze?!«
Odrzucił głowę w tył i nasrożył się obowiązkowo:
»Pan myśli, że ja się pana boję?«
Koniec końców nie dogadał się z nią: musiała i ona być uprowadzoną. Rozłożono ramiona na znak, że wola była lepsza.
Jakoż w mijaniu i zakrzątaniu się przy czemś innem zdążono ją troskliwie zapytać, czy głowa bardzo boli.
»Choćby nie wiem jak bolała, to... nie boli. Merci
Krótki ruch głowy bardzo dobry, rasowy nieomal mimo bandaża: rana widocznie nie była poważna, a to odrętwienie na karku ustąpiło łatwo.
Lecz jej ostatnie, półgębkiem rzucone słowo wywołało cały potok wymowy francuskiej. Dziewczyna odęła się w milczkę, a pod zadzierzystemi zdala spojrzeniami wysuwała czubek języka — po części z niedbałego grymasu, po części zaś dla odświeżenia warg, skoro już na nią tak patrzano. Oczy mrużyły się przytem mimowolną ciekawością, aczkolwiek wciąż gniewnie; tylko że tym razem