nego życia, pianką jeno pustą wypełniając czarę młodości niejedną.
»Dziś!-dziś!-dziś!« — łaskotała wiolonczela wszystkie wyobraźnie krótkie na tokowy dzisiaj pląs. »A bo my to jacy-tacy! jacy-tacy!« hukała inna basetla jurnym śmiechem sylena. A skrzypce ochotą aż rozełkane przynosiły jakieś strzępy pieśni podarte spazmem niecierpliwości — niby bachicznego chóru echo idące.
Wyrywały się tymczasem pary na ochotnika i harcowały bezładnie. Powściągał te animusze i ustawiał szyki wodzirej tak lekki i posuwisty w kroku, że zda się kółka miał u stóp, gdy się tak snował bezszelestny i obiegał uśmiechnięty kolisko całe.
Nina już się tu znalazła. A że stopom zbyt długo czekać wypadło, więc pod muzykę niecierpliwą pląsała w biodrach kibicią giętką.
Oto basetli pohuki rytmiczne i wiolonczeli rozmarzyste tony wiodą naprzeciw niej tancerza wyzwaniem twarzy otwartej, jakby przy wąsa podgarnieniu, przy kontuszowego wyłoga podrzucie, pasa ujęciu hardem i nóg zatupotaniu. Odpowiadała na to wezwanie wdziękiem starodawnym, ustawiona w cichość warkoczową, w dzierlatki płochliwej wtulenie się dziewczęce. — Za ręce ku górze wyrzuceni sunęli przed się: on głuszcem poszumnym, ona kokoszą drobiącą.
I wiedli za sobą klucz par długi w rozruchu tanecznym.
»Dziś!-dziś!-dziś!« — naganiały ich rytmy dziarskie w boisko ochoty. »Abo my to jacy-tacy! jacy-tacy!« — wydymała piersi i gardziele pycha basu pijana. A skrzypce
Strona:Ozimina.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.