Strona:Ozimina.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.




Przez szparkę drzwi rozchylonych ręką nieśmiałą przemknęły się chyłkiem dwie dziewczyny i przysiadły ciche na uboczu. Stropiła je powaga wnętrza: rozglądały się w potulnem zaciekawieniu po tych półkach, czyniących z wielkiego pokoju labirynt stosów książek, sięgających aż po sufit. Siedziały milczące, wyprostowane w namaszczeniu kościelnem. Zoryentowawszy się jednak, że niema tu nikogo, jęły szeptać między sobą, zrazu cicho i lękliwie, potem coraz to swobodniej.
— Jak pani cudownie tańczy! — westchnęła z zachwytem osóbka w białej wełnianej sukni zapiętej surowo pod szyję.
Nina przyjęła tę pochwałę niechętnie, nawet się ręką zlekka odmachnęła.
— Ile w pani życia! — wzdychała dalej blada osóbka. Tak dawno nie widziałam ludzi pogodnych, że gdy patrzałam tam na panią, ciągnęło mnie coś, żeby się z panią poznać. Och, i tańczy pani inaczej niż te wszystkie kobiety. O, ja chciałam w ręce klaskać!
Nina kręciła się na miejscu... »Ech!« — miała w myś-